- Jaasne. Ale bez tego osła o aparycji araba, jeśli pozwolisz.
Louisa kiwnęła głową i wykrzywiła wargi w czymś uśmiechopodobnym. Mocno wymuszonym uśmiechopodobnym czymś. No, dobrze, trzeba złapać konia.
- Hammurabi… - zawołałem półgłosem. - Hammurabi, skarbie… Chodź tutaj, dostaniesz coś dobrego… - Znacząco potrząsnąłem ręką w kieszeni. Zaszeleściło.
- Hammurabi, koniku, dostaniesz marcheweczkę…
Louisa patrzyła na mnie jak na kretyna, a Hammurabi mnie zlewał. Dziad jeden.
- Hammurabi… Marcheweczkę… - Znów zaszeleściło. - Albo marcheweczką - dodałem cicho, aby koń nie usłyszał. Louisa parsknęła śmiechem.
- Hammurabi… - Miałem już dość. - Hammurabi, ty łosiu przebrzydły, rusz ten swój ciężki zad i przyjdźże tu. Albo to będzie twoja ostatnia marchewka ever.
Koń zarżał drwiąco i pognał jak najdalej ode mnie. Dziewczyna zaczęła znowu robić mu zdjęcia.
- Sam chciałeś - oznajmiłem głośno i zwróciłem się do Louisy. - Pora na bardziej drastyczne środki. Nie patrz lepiej.
Podbiegłem ku kątowi padoku i chwyciłem długi bat. Arab się zaniepokoił, a Louisa wydawała zduszony okrzyk.
- Nie będę go bił. Tylko postraszę - odezwałem się uspokajająco, wywijając w powietrzu batem. Koń mnie uważnie obserwował. Nagle walnąłem z całej siły w ziemię, wzbudzając tumany kurzu. Hammurabi kwiknął, spuścił łeb i zaczął powoli skradać się w moją stronę. Odrzuciłem bat.
- Często tak się bawicie? - zapytała tymczasem Louisa.
- Jak tylko zobaczy kogoś obcego - odparłem, zakładając nagle spokorniałemu wałachowi kantar. - Czyli średnio dwa razy dziennie.
Dziewczyna znowu się roześmiała. Krótko, drwiąco, ironicznie.
- Do zobaczenia jutro - powiedziała i zostawiła nas samych.
- Zgrzyta, aż niemiło - wyszeptałem do ucha konia. - Coś w niej siedzi. Muszę, muszę się dowiedzieć, co.
***
- Miałeś go nie brać - zauważyła dziewczyna na powitanie, gdy przyszedłem na padok z Hammurabim. Ona sama siedziała na pięknym, wysokim siwku. Miał długą, błyszczącą grzywę. Mój wałach, którego dotąd uważałem za naprawdę urodziwego, wyglądał przy jej koniu jak myszka. Mała, niepozorna i bura.
- Wiem - odparłem, wsiadając - ale pomyślałem, że może towarzystwo drugiego konia wyjdzie mu na dobre.
Louisa prychnęła i zaczęła stępować.
- Kopie czy nie? - zapytałem, dojeżdżając z tyłu.
- To nie muł. Jest grzeczny i posłuszny. - Ach, ta jej pogardliwa mina!
- Mój kopie - poinformowałem. - A co do charakteru, to ma w sobie bardzo dużo z muła.
Odburknęła coś w stylu “Nie ma się czym chwalić” i popędziła tego swojego Lucka. Jest strasznie zabawna, z tymi swoimi krótkimi odpowiedziami i naburmuszoną miną.
Jechaliśmy dobre dziesięć minut w milczeniu, gdy nagle rzuciła:
- Mam zamiar dzisiaj poćwiczyć figury ujeżdżeniowe. A ty?
- To samo, co ostatnio. Spróbuję go zmusić do kilku skoków.
- Cały czas to samo?
- A jak? Dopóki się nie nauczy. Zresztą, ostatnio mu się podobało skakanie.
Znowu prychnęła. Kotka cholerna.
Zmieniłem kierunek jazdy i ruszyłem kłusem. Zauważyła to i pogoniła własnego konia do wspaniałego, idealnie równego kłusa. Koń zdawał się płynąć.
“A my nie gorsi” - pomyślałem - “Wiem, jaki chód ma Hammurabi. Dobry, płynny krok drogiego araba”.
W narożniku tylko spiąłem wodze. Hammurabi od razu puścił się spokojnym galopem. Kątem oka zanotowałem, że Louisa także przyśpieszyła. Rywalizacja? W porządku.
Zwolniłem do kłusa i wjechałem na drągi. Wałach zahaczył nogą o ostatni drąg. Oczywiście, Louisa powtórzyła ten manewr. Bezbłędnie…
Zacisnąłem zęby i jeszcze raz wjechałem na drągi. Ku mojemu zdumieniu, Hammurabi także zebrał się w sobie i nie zahaczył o nic nogą. Poklepałem go z dumą. Niech baba wie, że my nie wypadliśmy sroce spod ogona!
Znowu zagalopowałem i ruszyłem na wczorajszą przeszkodę. Hammurabi płynnie przesadził poprzeczkę. Miałem właśnie zwolnić i go pochwalić, gdy nagle zapas dobrych chęci mojego wierzchowca się wyczerpał. Zaczął, wbrew mojej woli, gonić Louisę.
Nie wiem, jak to się stało, że konie nagle znalazły się obok siebie. Hammurabi, rozzłoszczony z jakiegoś powodu, stanął dęba. A słodki Lucek bez ostrzeżenia kopnął, prawie trafiając w moją nogę...
<zrobiło się dramatycznie ;D Louisa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz