Konkursy

KONKURS!  
(zakończony - trwa głosowanie)
Aktualnie trwa konkurs, który polega na pisaniu opowiadań/opowiadania o zawodach w ujeżdżaniu. Opo można przesyłać od dnia 21 lipca do 3 sierpnia. Szczegóły w tym poście. O nagrodach w tym.
Uwaga! Każdy może mieć inną wizję zawodów, nie trzeba się wzorować na opowiadaniach Melissy, czy Rozalii :)

Kto nadesłał:

1. Melissa:
Och tak nadszedł właśnie ten dzień. Cała akademia była pięknie przystrojona, padok był już zmniejszony i udekorowany. Uczestnicy trwali przy swoich pupilach. A ja? Uśmiechnęłam się do siebie, poszłam po uzdę i poszłam się przejść z Rose. Moja ulubienica stała spokojnie jednak czułam że w głębi duszy wyrywa się, chce uciekać, chce być wolna. Położyła głowę na moim ramieniu i w jej oku zabłysła ta magia za którą ją pokochałam. Siadłam na oklep i już za chwile galopowałyśmy.
- Melissa proszę, naszykuj się! - krzyknęła Kamila, ale ja udałam że nie słyszę i pomknęłam dalej
- Cała Mel... - odpowiedziała Rozalie.

Gdy zawody się rozpoczęły przyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach. Tak długo nie mogłam doczekać się tej chwili. I oto nadeszła!
Rose jak zawsze nie dała się wyprowadzić, musiałam przyjść i sama ją zabrać. Włożyłam strzemię. Czar zniknął... Usłyszałam wyraźnie swoje imię. Nawet nie zdążyłam się podciągnąć a wnet kopyta Rose przecięły bezgłośnie powietrze. Z trudem włożyłam drugą nogę i ruszyłam żwawym kłusem. Grzywa Rose delikatnie opadała na smukłą grzywę, kopyta unosiły się wysoko i prawie nie dotykały ziemi.
Nagle całe ciało stanęło w miejscu i zaczął się taniec. Nogi były unoszone bardzo wysoko, szyja tworzyła wdzięczny łuk, całe ciało kipiało energią. I nagle wszystko nabrało tepa, klacz ruszyła do galopu. Był dynamiczny, równy i umiarkowany. Rose wystarczyły drobne ruchy aby od razu zrozumiała komendę i wykonała ją z wdziękiem i gracją. Taniec hiszpański i kilka innych figur wykonanych przez moją klacz zaparło dech w piersiach sędziom. Gdy zakończyłyśmy pokaz Rose klękła a ja pokłoniłam się i ruszyłyśmy umiarkowanym tępem w stronę wyjścia. Teraz trzeba jedynie czekać na wyniki...
_______________________


2. Rozalia:
Obudziłam się. O ja, przecież to dzisiaj!! Błyskawicznie ubrałam się w białe bryczesy, moją uroczystościową kamizelkę na zawody i wysokie oficerki. Hm. Zastanowiłam się chwilę. Nie, raczej nie będę się malować. Związałam tylko gustownego koczka na szyi - tak, żeby zmieścił się toczek. Zaraz po śniadaniu mieliśmy się stawić na podwórku, już ubrani. W końcu - zawody! Myślałam, że już się nie doczekam! Byłam taaaka podekscytowana! Wszystko się uda? Będzie dobrze? Czy Valren nie zapomniał tych wszystkich kroków, których się uczyliśmy? Czy JA dam radę?? Tyle ludzi na widowni! Jak ja to przeżyję! Żadnej znajomej twarzy. Gdybym się nie trzymała kurczowo uzdy Valrena, na pewno obgryzałabym paznokcie. Oh, mam nadzieję, że wszystko się uda. Miałam wsparcie w dziewczynach: Violettę, Azalis, Miley, Nicolę, Melissę. Prawie wszystkie dziewczyny w Akademii. No, poza Carmen ale z nią nie miałam żadego bliższego kontaktu. Nie, żebym nie chciała, tylko cały czas wplątuje się w jakieś kłopoty z tym Johnnym i nawet nie ma kiedy do niej zagadać... Ale teraz: masz się skupić, żeby wszystko poszło dobrze. Dziewczyny posłały mi pocieszające uśmiechy i pokazały trzymane kciuki. Poczułam się trochę lepiej. Popatrzyłam w czarne jak bezksiężycowa noc oczy Valren'a.
- Wszystko będzie dobrze. Postaraj się! - szepnęłam mu do ucha, ściskając jego grzywę. W życiu nie byłam tak zdenerwowana! To moje pierwsze zawody, oby wszystko poszło dobrze! Wsiadłam na grzbiet mojego wałacha. 
- Rozalia! Teraz twoja kolej! Na scenę! - krzyknęła pani Kamila, a ja powolnym kłusem wjechałam na środek 'areny'. Dobrze.
Najpierw szedł piaff. Galop wyciągnięty, ustępowanie łydki, kłus roboczy... Urocze stanie dęba, coś co pani Kamila nazwała 'krok hiszpański', zagalopowanie, nagłe 'STOP'. Wszystkie oczy były wlepione we mnie. O jezu...
Co teraz?? O matko, matko, matko!! Co teraz do choroby?!?! Czułam, że pot spływa ze mnie wartkim strumieniem...
Dzięki bogom, Valren miał łeb na karku. Mi wszystko wyleciało z głowy! Całkowicie! Dobrze, że tyle razy to ćwiczyliśmy.
- Nie zawiedź mnie! - szepnęłam bezgłośnie. Przy ukłonie, kiedy klękał na kolano, o mało co nie spadłam, ale na szczęście to był koniec. Ufff...
_______________________

3. Carmen:
Boże, zawody. To już dziś.
Ze zdenerwowania nie mogłam spać całą noc. Przewracałam się z boku na bok i zastanawiałam się, co będzie, jeśli nam się nie uda. Jak zareaguje reszta Akademii? Śmiechem? Drwinami?
Zasnęłam dopiero koło drugiej w nocy. Przez ten krótki sen (wstałam punktualnie o szóstej - Kamila na ten dzień odwołała szlaban) miałam koszmarne wizje zawodów. W moim śnie Rioja była wspaniała - wykonała poprawnie wszystkie figury, ba!, zrobiła to z wielką gracją i wdziękiem. Byłam pewna, że wygrałyśmy, a później... Okazało się, że to konkurs skoków!
Obudziłam się cała zlana potem. Tylko nie to. Nie zniosłabym takiego upokorzenia.
“To na sto procent konkurs ujeżdżeniowy” - uspokajałam się w duchu. “Sama słyszałam, jak Kamila to mówiła.”.
No, dobrze. Teraz przestań myśleć o potencjalnych błędach i pomyłkach, tylko przygotuj siebie i konia!
Najpierw zeszłam do Riojy. Przytuliłam się, dałam marchewkę i wyprowadziłam ją z boksu. Zaczęłam od wyszczotkowania sierści. Nie było to bardzo potrzebne - myłam ją i jej ogon ze trzy dni temu. Mimo to, wolę mieć pewność, że jest czysta i dobrze wygląda. Później dokładnie rozczesałam ogon i grzywę, po czym zabrałam się za zaplatanie. Grzywę zaplotłam w jedenaście “końskich” warkoczyków (tzn. takich zawiniętych w kuleczki), a ogon w skomplikowany warkocz według instrukcji zawartych w książce z biblioteki. Dobra, sierść skończona - pora na kopyta. Najpierw wyczyściłam je kopystką, potem wilgotną szczotką, a na koniec pokryłam je w miarę równą warstwą czarnego oleju do kopyt.
Rioja wyglądała cudownie. Zniosła te zabiegi z godnym podziwu spokojem. Postanowiłam na razie przykryć ją letnią derką, a bezpośrednio przed zawodami przetrzeć ją ścierką. Słyszałam, że zapewnia to sierści połysk.
Ok, koń przygotowany i już w boksie. Sprawdzę jeszcze tylko stan rzędu jeździeckiego i przyszykuję siebie.
Okazało się, że siodło jest umyte, ogłowie także. Dlatego wszystko, co zrobiłam, to przepięłam wodze z gładkich na plecione i jeszcze raz przetarłam wszystko szmatką. Mogłam wrócić do pokoju.
Miałam jeszcze sporo czasu, więc wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Nie dość na tym, udało mi się je wysuszyć! Potem zaczęłam grzebać w szafie. Miałam, niestety, stare i zniszczone rzeczy, ale przynajmniej czyste. Włożyłam białe bryczesy (Boże... odziedziczyłam je po mamie), białą koszulę, czarną marynarkę, czarne rękawiczki i oficerki. Po namyśle zawiązałam jeszcze na szyi granatową apaszkę. Jest git.
Włosy zaplotłam w zwykły warkocz, z ciemną wstążką na końcu. Tak ostatnio kazała mi się uczesać mama na mini-zawody w szkółce jeździeckiej...
Koło ósmej zeszłam na śniadanie, jednak byłam tak zestresowana, że nie zdołałam nic przełknąć. Ku mojemu zdumieniu, reszta osób była bardziej na luzie. Na przykład Chris w ogóle nie wyglądał na przejętego.
- Przygotujcie konie - oznajmiła Kamila - I zgłoście się po numerki.
Ja dostałam numer trzy i ruszyłam do stajni. Tam, drżącymi ze zdenerwowania rękami, zdjęłam derkę i przejechałam kilka razy ścierką stajenną po sierści Riojy. W przeciwieństwie do mnie, klacz była bardzo spokojna.
Dzięki jej niememu wsparciu, uporałam się z siodłem i ogłowiem, po czym zaczęłam stępować wokół pastwiska. Numer pierwszy skończył... Numer drugi skończył...
- Teraz zapraszamy Carmen Navarro z jej klaczą Rioją!
Przełknęłam ślinę i skierowałam Rioję na środek ujeżdżalni. Rozległ się szmer podziwu - klacz wyglądała pięknie, jak każdy fryz. Tylko czy umiała równie dużo?
Dobrze, teraz tylko spokojnie.
Najpierw kilka wolt kłusem zebranym. Dooobrze. Teraz piaff i obracanie się w miejscu. Uff, udało się. Następnie jedna ściana kłusem i kłusowanie w bok. Rioja była wspaniała. A teraz najtrudniejsze...
Nagły zwrot w tył i zmiana kierunku po przekątnej galopem. Kolejny zwrot, jedziemy na środek i zwalniamy do kłusa, a potem slalomik. Teraz powinien być kolejny zwrot i ukłon, ale... Jak zwykle coś musiało mi nie pójść.
Podczas slalomu Rioja się potknęła. I to tak nieszczęśliwie, że (oczywiście!) musiałam zlecieć. Spadłam z niej jak kłoda, zupełnie bez gracji i wdzięku. Biedną klacz głuchy odgłos upadku spłoszył i przeskoczyła przez ogrodzenie, po czym pobiegła daleko, daleko...
Chciało mi się płakać. To najgorszy dzień w moim życiu!

_______________________

4. Megan
Trenowałam cały miesiąc na te zawody. Mistral już nieźle sobie radziła a dziś pokaże na co naprawdę ją stać. Gdy podeszłam do boksu, w którym zawsze stała nie było jej tam. Byłam okropnie zdenerwowana.
- Mistral! - zawołałam
Zawsze reagowała na dźwięk swojego imienia.
- Mistral! - ponownie krzyknęłam
Nagle usłyszałam ciche rżenie. Podbiegłam do boksu, z którego wydobywał się głos. Ona tam była!
- Jesteś tu! - byłam bardzo szczęśliwa - Zawsze byłaś w boksie nr 14 a to jest... 14?
Ja głupia! Pomyliłam 14 z 4. Wyprowadziłam Mistral na łąkę i postanowiłam, że jeszcze poćwiczymy przed zawodami. Wszystko szło wspaniale. Po krótkim treningu wyczyściłam klaczkę i założyłam czyste ciuchy. Byłam w czarnych bryczesach i koszuli. Nie cierpiałam tak chodzić ale jeśli już muszę... to założę ulubioną kamizelkę. Nadeszła godzina zawodów. Dostałam numer 8 i spokojnie czekałam na swoją kolej. Mistral również niezbyt się denerwowała. Skończyła 7. Teraz my. Weszłam na padok, który był pięknie przystrojony i zaczęłyśmy robić wszystkie figury. Wyszło świetnie! Po skończonym pokazie ukłoniłyśmy się i wszedł kolejny uczestnik. Ciekawe czy coś wygramy... 

_______________________

5. Teo 
Mamo! To już ten dzień - dzień zawodów. Strasznie długo ćwiczyłem z Kropką więc mam nadzieję że źle to nam nie pójdzie. Przebrałem się w bryczesy, wyczyściłem konia i ubrałem go.Pogoda zapowiadała się świetna.

Wreszcie wybiła godzina zawodów. Dostałem numerek 7. Szczęśliwa siódemka, mam taką nadzieję.
No dobra, sprawdziłem czy wszystko w porządku. Tak, Kropka jest gotowa! Kamila powiedziała że mogę ruszać. Ręce straszliwie mi się pociły. Myślałem że nie wytrzymam tego napięcia. A do tego Rozalia, ciągle stała tam i uśmiechała się do mnie. Mój wzrok skupiał się tylko na niej. Matko, chłopie skup się. Ok teraz będzie wszystko w porządku. Nie patrz na Rozalie, galop, kłus, galop ,kłus...
Powtarzałem tak sobie żeby skupić się tylko na tym, a nie na dziewczynach.

-Aa. -pisnąłem.
Prawie bym spadł, tysiące oczu się na mnie gapi. Gdyby nie Kropka to całe zawody były by pewnie przegrane. Dobrze że mam chociaż ją, no i siostrę która pomoże mi czy w poniedziałek, lub sobotę albo środę.

No wreszcie koniec, teraz tylko czekamy na wyniki, trzymam kciuki. Hej, przez całe zawody myślałem o zielonych albo niebieskich migdałkach(zależy jak kto woli XD), a nic mi się nie stało. Nawet nie patrzyłem na drogę. Tym wszystkim kierowała Kropka.

-Ty moja bohaterko.-powiedziałem i odprowadziłem ją do boksu.

 _______________________

6. Bella 
Oh, zawody. To będzie najpiękniejszy dzień w moim życiu. Wyjadę dostojnie na Satynie, pokażę co potrafię i koniec. No ale co jeśli się pomylę. W tedy wszyscy mnie wyśmieją, będą wytykać palcami. Pewnie wyśmieje mnie też mój własny brat. To naprawdę straszne, przecież ja teraz tam nie wyjdę, bo okropnie się boję. O matko co teraz robić. Może jak przed zawodami poćwiczę to pójdzie mi znacznie lepiej. Ok, muszę się uczesać, przebrać w jakieś ubranie, no ogólnie mówiąc to jakoś się ogarnąć.
Gotowa, czas oporządzić Satynę.

*w stajni*

-Cześć Satyna, dziś dzień zawodów, wiesz?-rozmawianie z kimś kto i tak mi nie odpowie podnosi mnie na duchu.-Setki oczu będą się patrzeć na nas i robić nam zdjęcia. Wszyscy będą nas podziwiać, a przyjaciele wspierać.

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że mam przyjaciół, takich prawdziwych, którzy mnie nie wyśmieją. Oni mi pomogą. Dobra, Satyna ubrana. Wyczyściłam siodło, Satynie z ogonu zrobiłam kłosa, a z grzywy francuza. Mój koń wyglądał naprawdę pięknie. Uczesałam ją teraz ponieważ później nie będzie czasu.

-Chodź potrenować.-powiedziałam i wyszłam razem z Satyną.


*po treningu*

Szybko wzięłam się za czyszczenie kopyt Satyny, bo właśnie o tym zapomniałam. No , teraz klacz wygląda doskonale. Czas na mnie, bo muszę się jeszcze ubrać, umyć i uczesać.

*w pokoju*

Umyta, uczesana w niskiego i luźnego warkocza. Teraz pasuje się tylko ubrać i na zawody.
Matko, w szafie jednak były moje beżowe bryczesy których tyle szukałam. Mam jeszcze białe ale według mnie są strasznie nie praktyczne i dlatego ich nie noszę. Założę jeszcze białą koszulę, oficerki, a na końcu warkocza zawiąże beżową kokardę. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Był to mój brat.
-Siostra, jeszcze tylko na ciebie czekamy.
-Już idę.

* w stajni*

Wzięłam Satynę, dostałam numerek i poszłam na parkan. Były tam tłumy ludzi, ale z moją kochaną klaczą dam sobie radę.
-Bella Witter proszę możesz zaczynać.
Ok, wszystko pójdzie mi dobrze. Satyna pokazała wszystko co potrafi. Na razie świetnie nam idzie, oby tak dalej.
Kiedy zawody się skończyły cierpliwie czekałam na wyniki. Mam nadzieję że poszło mi nieźle.


7. Emily
-Ojojojoj!- zaniepokoiłam się.- Pojutrze zawody a ja nie przygotowana!
- Nie no! Dasz radę dziewczyno! - znowu zaniepokojona ja. - A jak nie dam rady? Wszyscy mnie wyśmieją , powytykają palcami i przed całym towarzystwem wyjdę na idiotkę. I to też przy Chrisie o Belli.
Więc by na tą idiotkę nie wyjść, to postanowiłam potrenować.

Podeszłam do boksu Layli. Tylko w niej cała nadzieja. Bo to ona
ma mnie nieść na swoim grzbiecie. Oby jej się nic nie stało że potkowa się wysmyknie czy coś.
- Laylo ty moja ! Jutro zawody! Cho no ćwiczyć! - powiedziałam do niej 
trochę luzacko. 

Na miejsce ćwiczeń wybrałam Rzekę Złotą i Las (taka oryginalna nazwa ja na to mówię Złota) . Ćwiczyłam z Laylą do wieczora.
Robiłyśmy sobie przerwę co 20 minut. Ja otworzyłam sobie Tymbarka
i na kapslu znalazłam taki napis : Uda się.
No chociaż tymbark mnie pocieszył. Ale skąd wiedział że jestem w takiej sytuacji? Skubany! Teraz to chyba nawet tymbarki nas śledzą!
Kiedy zrobiłyśmy sobie dużą przerwę to przybliżyłam się do Layli i 
powiedziałam : 
- Laylo proszę! Nie zawiedziesz mnie na zawodach? - powiedziałam do niej i przytuliłam się do jej pyska. - W tobie cała nadzieja!
A ona cicho zarżała. To tak jakby powiedziała : ,,Nie martw się. Nie zawiodę cię.'' Zbliżał się już wieczór, więc postanowiłyśmy wracać.

Gdy weszłam do pokoju od razu zaczełam zajmować się myciem akcesorii moich i Layli. Po robocie wzięłam prysznic i poszłam spać.
Pogasiłam światła i próbowałam zasnąć. Sen nie nadchodził.
To wszystko przez ten mózg. On przed ważnym wydarzeniem nie daje mi spać. I to fragment mojej rozmowy z mózgiem :
Ja : Mózgu daj mi spać w końcu!
Mózg : NIe dam ci! Ej, a pamiętasz Amnezję? A Slendermana?
Ja : Oj, pamiętam.
Mózg : To sobie przypomnij!
Ja : Tak bardzo chce mi się spać. Głupi mózgu, idź spać.
Jedna owca, druga owca, krowa, żółw, żyrafa , czapka, stół , ikea, eeea eeea, heeej macarena!
Więc tak wyglądała z grubsza moja noc.

Rano wstałam niewyspana. Jednak zerwałam się, ogarnęłam.
Rany ludzie! To dzisiaj!
Za godzinę zawody! Ogarniamy się w szybkim tempie!
Prysznic, mycie włosów, lekki makijaż, fryzura i ciuchy.
Fioletowe bryczesy, moje ulubione T- Shirt z koniem i w wysokie 
oficery czarne. Włosy uczesałam w niski warkoczyk . 
Gotowa poszłam do stajni przygotować mojego konia.

Już zawody! Mój numerek to 10. Popatrzyłam w stronę dziewczyn.
Rozalia i Bella pokazały gestem że trzymają kciuki.
O boże teraz moja kolej! O mateńko...
Pot zlatuje strumieniami. Ale ja psiknęłam wcześniej antyperspirantem więc T- Shirtu nie poplamię. 
Wystąpiłam. Po wystąpieniu ukłoniłam się i zeszłam z parkuru.
Publiczność klaskała. Czy oni udają? Poklepałam Laylę po grzbiecie.
Spisała się. Nawet jeśli nie wygramy. A teraz oczekujemy na wyniki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz