KONKURS!
(zakończony - trwa głosowanie)
(zakończony - trwa głosowanie)
Aktualnie trwa konkurs, który polega na pisaniu opowiadań/opowiadania o zawodach w ujeżdżaniu. Opo można przesyłać od dnia 21 lipca do 3 sierpnia. Szczegóły w tym poście. O nagrodach w tym.
Uwaga! Każdy może mieć inną wizję zawodów, nie trzeba się wzorować na opowiadaniach Melissy, czy Rozalii :)
Kto nadesłał:
2. Rozalia:
Obudziłam się. O ja, przecież to dzisiaj!! Błyskawicznie ubrałam się w białe bryczesy, moją uroczystościową kamizelkę na zawody i wysokie oficerki. Hm. Zastanowiłam się chwilę. Nie, raczej nie będę się malować. Związałam tylko gustownego koczka na szyi - tak, żeby zmieścił się toczek. Zaraz po śniadaniu mieliśmy się stawić na podwórku, już ubrani. W końcu - zawody! Myślałam, że już się nie doczekam! Byłam taaaka podekscytowana! Wszystko się uda? Będzie dobrze? Czy Valren nie zapomniał tych wszystkich kroków, których się uczyliśmy? Czy JA dam radę?? Tyle ludzi na widowni! Jak ja to przeżyję! Żadnej znajomej twarzy. Gdybym się nie trzymała kurczowo uzdy Valrena, na pewno obgryzałabym paznokcie. Oh, mam nadzieję, że wszystko się uda. Miałam wsparcie w dziewczynach: Violettę, Azalis, Miley, Nicolę, Melissę. Prawie wszystkie dziewczyny w Akademii. No, poza Carmen ale z nią nie miałam żadego bliższego kontaktu. Nie, żebym nie chciała, tylko cały czas wplątuje się w jakieś kłopoty z tym Johnnym i nawet nie ma kiedy do niej zagadać... Ale teraz: masz się skupić, żeby wszystko poszło dobrze. Dziewczyny posłały mi pocieszające uśmiechy i pokazały trzymane kciuki. Poczułam się trochę lepiej. Popatrzyłam w czarne jak bezksiężycowa noc oczy Valren'a.
- Wszystko będzie dobrze. Postaraj się! - szepnęłam mu do ucha, ściskając jego grzywę. W życiu nie byłam tak zdenerwowana! To moje pierwsze zawody, oby wszystko poszło dobrze! Wsiadłam na grzbiet mojego wałacha.
- Rozalia! Teraz twoja kolej! Na scenę! - krzyknęła pani Kamila, a ja powolnym kłusem wjechałam na środek 'areny'. Dobrze.
Najpierw szedł piaff. Galop wyciągnięty, ustępowanie łydki, kłus roboczy... Urocze stanie dęba, coś co pani Kamila nazwała 'krok hiszpański', zagalopowanie, nagłe 'STOP'. Wszystkie oczy były wlepione we mnie. O jezu...
Co teraz?? O matko, matko, matko!! Co teraz do choroby?!?! Czułam, że pot spływa ze mnie wartkim strumieniem...
Dzięki bogom, Valren miał łeb na karku. Mi wszystko wyleciało z głowy! Całkowicie! Dobrze, że tyle razy to ćwiczyliśmy.
- Nie zawiedź mnie! - szepnęłam bezgłośnie. Przy ukłonie, kiedy klękał na kolano, o mało co nie spadłam, ale na szczęście to był koniec. Ufff...
_______________________
3. Carmen:
Boże, zawody. To już dziś.
Ze zdenerwowania nie mogłam spać całą noc. Przewracałam się z boku na bok i zastanawiałam się, co będzie, jeśli nam się nie uda. Jak zareaguje reszta Akademii? Śmiechem? Drwinami?
Zasnęłam dopiero koło drugiej w nocy. Przez ten krótki sen (wstałam punktualnie o szóstej - Kamila na ten dzień odwołała szlaban) miałam koszmarne wizje zawodów. W moim śnie Rioja była wspaniała - wykonała poprawnie wszystkie figury, ba!, zrobiła to z wielką gracją i wdziękiem. Byłam pewna, że wygrałyśmy, a później... Okazało się, że to konkurs skoków!
Obudziłam się cała zlana potem. Tylko nie to. Nie zniosłabym takiego upokorzenia.
“To na sto procent konkurs ujeżdżeniowy” - uspokajałam się w duchu. “Sama słyszałam, jak Kamila to mówiła.”.
No, dobrze. Teraz przestań myśleć o potencjalnych błędach i pomyłkach, tylko przygotuj siebie i konia!
Najpierw zeszłam do Riojy. Przytuliłam się, dałam marchewkę i wyprowadziłam ją z boksu. Zaczęłam od wyszczotkowania sierści. Nie było to bardzo potrzebne - myłam ją i jej ogon ze trzy dni temu. Mimo to, wolę mieć pewność, że jest czysta i dobrze wygląda. Później dokładnie rozczesałam ogon i grzywę, po czym zabrałam się za zaplatanie. Grzywę zaplotłam w jedenaście “końskich” warkoczyków (tzn. takich zawiniętych w kuleczki), a ogon w skomplikowany warkocz według instrukcji zawartych w książce z biblioteki. Dobra, sierść skończona - pora na kopyta. Najpierw wyczyściłam je kopystką, potem wilgotną szczotką, a na koniec pokryłam je w miarę równą warstwą czarnego oleju do kopyt.
Rioja wyglądała cudownie. Zniosła te zabiegi z godnym podziwu spokojem. Postanowiłam na razie przykryć ją letnią derką, a bezpośrednio przed zawodami przetrzeć ją ścierką. Słyszałam, że zapewnia to sierści połysk.
Ok, koń przygotowany i już w boksie. Sprawdzę jeszcze tylko stan rzędu jeździeckiego i przyszykuję siebie.
Okazało się, że siodło jest umyte, ogłowie także. Dlatego wszystko, co zrobiłam, to przepięłam wodze z gładkich na plecione i jeszcze raz przetarłam wszystko szmatką. Mogłam wrócić do pokoju.
Miałam jeszcze sporo czasu, więc wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Nie dość na tym, udało mi się je wysuszyć! Potem zaczęłam grzebać w szafie. Miałam, niestety, stare i zniszczone rzeczy, ale przynajmniej czyste. Włożyłam białe bryczesy (Boże... odziedziczyłam je po mamie), białą koszulę, czarną marynarkę, czarne rękawiczki i oficerki. Po namyśle zawiązałam jeszcze na szyi granatową apaszkę. Jest git.
Włosy zaplotłam w zwykły warkocz, z ciemną wstążką na końcu. Tak ostatnio kazała mi się uczesać mama na mini-zawody w szkółce jeździeckiej...
Koło ósmej zeszłam na śniadanie, jednak byłam tak zestresowana, że nie zdołałam nic przełknąć. Ku mojemu zdumieniu, reszta osób była bardziej na luzie. Na przykład Chris w ogóle nie wyglądał na przejętego.
- Przygotujcie konie - oznajmiła Kamila - I zgłoście się po numerki.
Ja dostałam numer trzy i ruszyłam do stajni. Tam, drżącymi ze zdenerwowania rękami, zdjęłam derkę i przejechałam kilka razy ścierką stajenną po sierści Riojy. W przeciwieństwie do mnie, klacz była bardzo spokojna.
Dzięki jej niememu wsparciu, uporałam się z siodłem i ogłowiem, po czym zaczęłam stępować wokół pastwiska. Numer pierwszy skończył... Numer drugi skończył...
- Teraz zapraszamy Carmen Navarro z jej klaczą Rioją!
Przełknęłam ślinę i skierowałam Rioję na środek ujeżdżalni. Rozległ się szmer podziwu - klacz wyglądała pięknie, jak każdy fryz. Tylko czy umiała równie dużo?
Dobrze, teraz tylko spokojnie.
Najpierw kilka wolt kłusem zebranym. Dooobrze. Teraz piaff i obracanie się w miejscu. Uff, udało się. Następnie jedna ściana kłusem i kłusowanie w bok. Rioja była wspaniała. A teraz najtrudniejsze...
Nagły zwrot w tył i zmiana kierunku po przekątnej galopem. Kolejny zwrot, jedziemy na środek i zwalniamy do kłusa, a potem slalomik. Teraz powinien być kolejny zwrot i ukłon, ale... Jak zwykle coś musiało mi nie pójść.
Podczas slalomu Rioja się potknęła. I to tak nieszczęśliwie, że (oczywiście!) musiałam zlecieć. Spadłam z niej jak kłoda, zupełnie bez gracji i wdzięku. Biedną klacz głuchy odgłos upadku spłoszył i przeskoczyła przez ogrodzenie, po czym pobiegła daleko, daleko...
Chciało mi się płakać. To najgorszy dzień w moim życiu!
_______________________
4. Megan
Trenowałam cały miesiąc na te zawody. Mistral już nieźle sobie radziła a dziś pokaże na co naprawdę ją stać. Gdy podeszłam do boksu, w którym zawsze stała nie było jej tam. Byłam okropnie zdenerwowana.
Uwaga! Każdy może mieć inną wizję zawodów, nie trzeba się wzorować na opowiadaniach Melissy, czy Rozalii :)
Kto nadesłał:
1. Melissa:
Och tak nadszedł właśnie ten dzień. Cała akademia była pięknie przystrojona, padok był już zmniejszony i udekorowany. Uczestnicy trwali przy swoich pupilach. A ja? Uśmiechnęłam się do siebie, poszłam po uzdę i poszłam się przejść z Rose. Moja ulubienica stała spokojnie jednak czułam że w głębi duszy wyrywa się, chce uciekać, chce być wolna. Położyła głowę na moim ramieniu i w jej oku zabłysła ta magia za którą ją pokochałam. Siadłam na oklep i już za chwile galopowałyśmy.
- Melissa proszę, naszykuj się! - krzyknęła Kamila, ale ja udałam że nie słyszę i pomknęłam dalej
- Cała Mel... - odpowiedziała Rozalie.
Gdy zawody się rozpoczęły przyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach. Tak długo nie mogłam doczekać się tej chwili. I oto nadeszła!
Rose jak zawsze nie dała się wyprowadzić, musiałam przyjść i sama ją zabrać. Włożyłam strzemię. Czar zniknął... Usłyszałam wyraźnie swoje imię. Nawet nie zdążyłam się podciągnąć a wnet kopyta Rose przecięły bezgłośnie powietrze. Z trudem włożyłam drugą nogę i ruszyłam żwawym kłusem. Grzywa Rose delikatnie opadała na smukłą grzywę, kopyta unosiły się wysoko i prawie nie dotykały ziemi.
Nagle całe ciało stanęło w miejscu i zaczął się taniec. Nogi były unoszone bardzo wysoko, szyja tworzyła wdzięczny łuk, całe ciało kipiało energią. I nagle wszystko nabrało tepa, klacz ruszyła do galopu. Był dynamiczny, równy i umiarkowany. Rose wystarczyły drobne ruchy aby od razu zrozumiała komendę i wykonała ją z wdziękiem i gracją. Taniec hiszpański i kilka innych figur wykonanych przez moją klacz zaparło dech w piersiach sędziom. Gdy zakończyłyśmy pokaz Rose klękła a ja pokłoniłam się i ruszyłyśmy umiarkowanym tępem w stronę wyjścia. Teraz trzeba jedynie czekać na wyniki...
- Melissa proszę, naszykuj się! - krzyknęła Kamila, ale ja udałam że nie słyszę i pomknęłam dalej
- Cała Mel... - odpowiedziała Rozalie.
Gdy zawody się rozpoczęły przyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach. Tak długo nie mogłam doczekać się tej chwili. I oto nadeszła!
Rose jak zawsze nie dała się wyprowadzić, musiałam przyjść i sama ją zabrać. Włożyłam strzemię. Czar zniknął... Usłyszałam wyraźnie swoje imię. Nawet nie zdążyłam się podciągnąć a wnet kopyta Rose przecięły bezgłośnie powietrze. Z trudem włożyłam drugą nogę i ruszyłam żwawym kłusem. Grzywa Rose delikatnie opadała na smukłą grzywę, kopyta unosiły się wysoko i prawie nie dotykały ziemi.
Nagle całe ciało stanęło w miejscu i zaczął się taniec. Nogi były unoszone bardzo wysoko, szyja tworzyła wdzięczny łuk, całe ciało kipiało energią. I nagle wszystko nabrało tepa, klacz ruszyła do galopu. Był dynamiczny, równy i umiarkowany. Rose wystarczyły drobne ruchy aby od razu zrozumiała komendę i wykonała ją z wdziękiem i gracją. Taniec hiszpański i kilka innych figur wykonanych przez moją klacz zaparło dech w piersiach sędziom. Gdy zakończyłyśmy pokaz Rose klękła a ja pokłoniłam się i ruszyłyśmy umiarkowanym tępem w stronę wyjścia. Teraz trzeba jedynie czekać na wyniki...
_______________________
2. Rozalia:
Obudziłam się. O ja, przecież to dzisiaj!! Błyskawicznie ubrałam się w białe bryczesy, moją uroczystościową kamizelkę na zawody i wysokie oficerki. Hm. Zastanowiłam się chwilę. Nie, raczej nie będę się malować. Związałam tylko gustownego koczka na szyi - tak, żeby zmieścił się toczek. Zaraz po śniadaniu mieliśmy się stawić na podwórku, już ubrani. W końcu - zawody! Myślałam, że już się nie doczekam! Byłam taaaka podekscytowana! Wszystko się uda? Będzie dobrze? Czy Valren nie zapomniał tych wszystkich kroków, których się uczyliśmy? Czy JA dam radę?? Tyle ludzi na widowni! Jak ja to przeżyję! Żadnej znajomej twarzy. Gdybym się nie trzymała kurczowo uzdy Valrena, na pewno obgryzałabym paznokcie. Oh, mam nadzieję, że wszystko się uda. Miałam wsparcie w dziewczynach: Violettę, Azalis, Miley, Nicolę, Melissę. Prawie wszystkie dziewczyny w Akademii. No, poza Carmen ale z nią nie miałam żadego bliższego kontaktu. Nie, żebym nie chciała, tylko cały czas wplątuje się w jakieś kłopoty z tym Johnnym i nawet nie ma kiedy do niej zagadać... Ale teraz: masz się skupić, żeby wszystko poszło dobrze. Dziewczyny posłały mi pocieszające uśmiechy i pokazały trzymane kciuki. Poczułam się trochę lepiej. Popatrzyłam w czarne jak bezksiężycowa noc oczy Valren'a.
- Wszystko będzie dobrze. Postaraj się! - szepnęłam mu do ucha, ściskając jego grzywę. W życiu nie byłam tak zdenerwowana! To moje pierwsze zawody, oby wszystko poszło dobrze! Wsiadłam na grzbiet mojego wałacha.
- Rozalia! Teraz twoja kolej! Na scenę! - krzyknęła pani Kamila, a ja powolnym kłusem wjechałam na środek 'areny'. Dobrze.
Najpierw szedł piaff. Galop wyciągnięty, ustępowanie łydki, kłus roboczy... Urocze stanie dęba, coś co pani Kamila nazwała 'krok hiszpański', zagalopowanie, nagłe 'STOP'. Wszystkie oczy były wlepione we mnie. O jezu...
Co teraz?? O matko, matko, matko!! Co teraz do choroby?!?! Czułam, że pot spływa ze mnie wartkim strumieniem...
Dzięki bogom, Valren miał łeb na karku. Mi wszystko wyleciało z głowy! Całkowicie! Dobrze, że tyle razy to ćwiczyliśmy.
- Nie zawiedź mnie! - szepnęłam bezgłośnie. Przy ukłonie, kiedy klękał na kolano, o mało co nie spadłam, ale na szczęście to był koniec. Ufff...
_______________________
3. Carmen:
Boże, zawody. To już dziś.
Ze zdenerwowania nie mogłam spać całą noc. Przewracałam się z boku na bok i zastanawiałam się, co będzie, jeśli nam się nie uda. Jak zareaguje reszta Akademii? Śmiechem? Drwinami?
Zasnęłam dopiero koło drugiej w nocy. Przez ten krótki sen (wstałam punktualnie o szóstej - Kamila na ten dzień odwołała szlaban) miałam koszmarne wizje zawodów. W moim śnie Rioja była wspaniała - wykonała poprawnie wszystkie figury, ba!, zrobiła to z wielką gracją i wdziękiem. Byłam pewna, że wygrałyśmy, a później... Okazało się, że to konkurs skoków!
Obudziłam się cała zlana potem. Tylko nie to. Nie zniosłabym takiego upokorzenia.
“To na sto procent konkurs ujeżdżeniowy” - uspokajałam się w duchu. “Sama słyszałam, jak Kamila to mówiła.”.
No, dobrze. Teraz przestań myśleć o potencjalnych błędach i pomyłkach, tylko przygotuj siebie i konia!
Najpierw zeszłam do Riojy. Przytuliłam się, dałam marchewkę i wyprowadziłam ją z boksu. Zaczęłam od wyszczotkowania sierści. Nie było to bardzo potrzebne - myłam ją i jej ogon ze trzy dni temu. Mimo to, wolę mieć pewność, że jest czysta i dobrze wygląda. Później dokładnie rozczesałam ogon i grzywę, po czym zabrałam się za zaplatanie. Grzywę zaplotłam w jedenaście “końskich” warkoczyków (tzn. takich zawiniętych w kuleczki), a ogon w skomplikowany warkocz według instrukcji zawartych w książce z biblioteki. Dobra, sierść skończona - pora na kopyta. Najpierw wyczyściłam je kopystką, potem wilgotną szczotką, a na koniec pokryłam je w miarę równą warstwą czarnego oleju do kopyt.
Rioja wyglądała cudownie. Zniosła te zabiegi z godnym podziwu spokojem. Postanowiłam na razie przykryć ją letnią derką, a bezpośrednio przed zawodami przetrzeć ją ścierką. Słyszałam, że zapewnia to sierści połysk.
Ok, koń przygotowany i już w boksie. Sprawdzę jeszcze tylko stan rzędu jeździeckiego i przyszykuję siebie.
Okazało się, że siodło jest umyte, ogłowie także. Dlatego wszystko, co zrobiłam, to przepięłam wodze z gładkich na plecione i jeszcze raz przetarłam wszystko szmatką. Mogłam wrócić do pokoju.
Miałam jeszcze sporo czasu, więc wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Nie dość na tym, udało mi się je wysuszyć! Potem zaczęłam grzebać w szafie. Miałam, niestety, stare i zniszczone rzeczy, ale przynajmniej czyste. Włożyłam białe bryczesy (Boże... odziedziczyłam je po mamie), białą koszulę, czarną marynarkę, czarne rękawiczki i oficerki. Po namyśle zawiązałam jeszcze na szyi granatową apaszkę. Jest git.
Włosy zaplotłam w zwykły warkocz, z ciemną wstążką na końcu. Tak ostatnio kazała mi się uczesać mama na mini-zawody w szkółce jeździeckiej...
Koło ósmej zeszłam na śniadanie, jednak byłam tak zestresowana, że nie zdołałam nic przełknąć. Ku mojemu zdumieniu, reszta osób była bardziej na luzie. Na przykład Chris w ogóle nie wyglądał na przejętego.
- Przygotujcie konie - oznajmiła Kamila - I zgłoście się po numerki.
Ja dostałam numer trzy i ruszyłam do stajni. Tam, drżącymi ze zdenerwowania rękami, zdjęłam derkę i przejechałam kilka razy ścierką stajenną po sierści Riojy. W przeciwieństwie do mnie, klacz była bardzo spokojna.
Dzięki jej niememu wsparciu, uporałam się z siodłem i ogłowiem, po czym zaczęłam stępować wokół pastwiska. Numer pierwszy skończył... Numer drugi skończył...
- Teraz zapraszamy Carmen Navarro z jej klaczą Rioją!
Przełknęłam ślinę i skierowałam Rioję na środek ujeżdżalni. Rozległ się szmer podziwu - klacz wyglądała pięknie, jak każdy fryz. Tylko czy umiała równie dużo?
Dobrze, teraz tylko spokojnie.
Najpierw kilka wolt kłusem zebranym. Dooobrze. Teraz piaff i obracanie się w miejscu. Uff, udało się. Następnie jedna ściana kłusem i kłusowanie w bok. Rioja była wspaniała. A teraz najtrudniejsze...
Nagły zwrot w tył i zmiana kierunku po przekątnej galopem. Kolejny zwrot, jedziemy na środek i zwalniamy do kłusa, a potem slalomik. Teraz powinien być kolejny zwrot i ukłon, ale... Jak zwykle coś musiało mi nie pójść.
Podczas slalomu Rioja się potknęła. I to tak nieszczęśliwie, że (oczywiście!) musiałam zlecieć. Spadłam z niej jak kłoda, zupełnie bez gracji i wdzięku. Biedną klacz głuchy odgłos upadku spłoszył i przeskoczyła przez ogrodzenie, po czym pobiegła daleko, daleko...
Chciało mi się płakać. To najgorszy dzień w moim życiu!
_______________________
4. Megan
Trenowałam cały miesiąc na te zawody. Mistral już nieźle sobie radziła a dziś pokaże na co naprawdę ją stać. Gdy podeszłam do boksu, w którym zawsze stała nie było jej tam. Byłam okropnie zdenerwowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz