- Jasne. Tylko... Nie podchodź do niego za bardzo, ok? Gryzie.
Emily popatrzyła na mnie jak na kretyna. Nie wierzy mi? No, zobaczymy...
Dziewczyna odważnie podeszła do araba. Widziałem, jak jej usta układają się w słowo “piękny”, ale nie zdążyła nic powiedzieć. Hammurabi, z całym swoim wdziękiem i nieodpartym urokiem, użarł ją w rękę.
- Auł! - wrzasnęła przeraźliwie Emily.
Popatrzyłem na nią z miną “A nie mówiłem?”.
- Boli... - jęknęła.
- Dzwonić na pogotowie? - spytałem kąśliwie. Przesłała mi mordercze spojrzenie.
- No dobra, do wesela się zagoi - starała się nadrabiać miną, ale świetnie zdawałem sobie sprawę, że dalej ją sakramencko boli.
- Może chcesz zostać? Jeśli cię naprawdę boli, to nie będzie żadnej przyjemności z jazdy. - zawiesiłem głos.
- Nie, jedziemy - odparła twardo Emily. Okej, jak chce. Zacząłem siodłać Hammurabiego. Dziewczyna zajęła się swoim arabem, który wyglądał równie milutko. Westchnąłem. Jeszcze nigdy nie spotkałem miłego konia arabskiego.
W końcu, wyjechaliśmy. Hernána wtłoczyłem w szelki i wpitoliłem do koszyka, po czym wziąłem na przedni łęk siodła. Nie podobało mu się to - cały czas miauczał i gniewnie prychał. Pomyślałem, że jeszcze tylko brakuje, aby zaczął pacać łapką szyję Hammurabiego. Zgroza.
Emily jechała w milczeniu, z gitara na plecach. Chyba była zła. Jej pies biegał i szczekał. Wzdrygnąłem się. Jednak nie przepadam za psami.
- Nie wziąłeś Rodriga? - spytała niespodziewanie.
- No, nie.
- Czemu?
- Bo zrobił sobie wolne. Zaprosił inne gitary i urządził balangę. Jest Rodrigo, jest impreza. - wyszczerzyłem zęby. Emily milczała. Nie śmieszę jej już? Poczułem nowy napływ złośliwości. Już nie będę umiał trzymać języka za zębami. Nie dzisiaj.
W tym czasie dojechaliśmy nad rzekę. Zsiadłem z konia, wyjąłem Hernána z koszyka i zacząłem poluźniać popręg. Emily w zamyśle wyjęła gitarę i zaczęła cicho brzdąkać.
Gdy skończyłem z popręgiem, usiadłem obok Emily. Grała jakiś tkliwy utwór, tworząc (może podświadomie) romantyczny nastrój.
- Piękna muzyka - westchnąłem.
Emily kiwnęła głowa i grała dalej. Poczułem dzika ochotę zepsucia tego słodkiego sam na sam. Wyjąłem zeszyt od fizyki, który wcześnie zapakowałem do koszyka razem z Hernánem.
- Co robisz? - Emily była zdumiona i oburzona.
- Niedługo sprawdzian - odparłem spokojnie - Dziewczyno, pobudka! Tez lubię długie, romantyczne przejażdżki, ale sprawdzian to sprawdzian.
Byłem strasznie ciekaw jej reakcji. A ona...
<Emily? Moja sugestia: “a ona wyjęła z kieszeni składany nożyk i wbiła mi go miedzy oczy” xd. sorry, że krótkie>
środa, 31 lipca 2013
Od Emily, CD Chrisa
- Tak! Oczywiście! - rozweseliłam się. - Ale gdzie?
Właśnie gdzie? Jest strasznie wiele miejsc.
- No... Może Rzeka Złota i las? - zaproponował.
- Może być. Wezmę ze sobą Asterię.
- A.. a... Asterię?
- Tak, to mój pies, a tak dokładniej sunia. Rasy border collie - pochwaliłam się.
- A ja Hernána - poderwał się.
- Tego twojego kota? - zapytałam niepewnie.
- No tak - odpowiedział.
- To jutro po lekcjach? Dziś jest już za późno - odpowiedziałam na pożegnanie.
- To na razie!
- Pa - pożegnał mnie.
***
W pokoju znowu burdel jak w szopie. Porozrzucane ciuchy, Li na biurku, biurko zasyfione karteczkami, laptop na łóżku. Och, jestem taka zmęczona.
I jeszcze Asteria gryzie jakąś kartkę. Ale to tylko nieudane rysunki, to może.
- Asteria! Nie wolno! - krzyknęłam i wyrwałam jej papierek.
Wzięłam prysznic, i przebrałam się w piżamę. Ogarnęłam trochę pokój.
Dałam Li do futerału, a futerał do kąta. Spojrzałam na fona. Była 22.58.
- Późno strasznie. Zasiedziałam się u Chrisa. A przyszłam tam o 20 - powiedziałam do siebie.
Zmęczona padłam na łóżko. Pogasiłam światła.
- Dobranoc Asti - powiedziałam suni.
- Hau - odpowiedziała mi po swojemu.
***
Zadzwonił budzik. Uderzyłam go i spadł na podłogę.
- Ooo.. Jeszcze pięć minut! - powiedziałam zaspanym tonem.
Pozbierałam się w końcu. Na głowie szopa. Jak zwykle.
- Witaj czwartku. No cóż! trzeba się ogarnąć! - Odsunęłam firanki i poszłam do łazienki.
Wzięłam prysznic, uczesałam włosy, umyłam zęby, ubrałam na siebie niebieską bokserkę z napisem FUN (moja ulubiona), różowe rurki do kolan (też ulubione) oraz białe trampki. Dość ładny zestaw na dziś. I zamiast się super tapirować jak jakieś modnisie czy paniusie z centrów handlowych, pomalowałam usta różowym błyszczykiem. Uczesałam się w warkocz i poparzyłam na zegarek. Jest 7.45.
- No gotowa. A teraz na lekcję! - powiedziałam dziarsko i poleciałam prawie jak gepard do klasy.
*** W klasie
Jest Biolka. Ja piszę w zeszycie w najlepsze. Na razie sielanka, ale nagle...
- No nie! - złoszczę się do siebie szeptem. - Chińskie badziewie!
- Co się stało? - spytała szeptem Bella (akurat z nią siedzę)
- Ten długopis przestał pisać! - odpowiedziałam tak wnerwiona, że ani trochę nie miałam ochotę na rozmowę
- Długopis przestał pisać!
- Kurde... Nie mam zapasowego. Co za pech! - mówi mi Bella.
- Uff... Znalazłam zapasowy! - odetchęłąm z ulgą.
*** po lekcjacach
Ze swoją gitarą jestem już w stajni. Chris oczywiście był tam wcześniej. Czekał na mnie.
- Chris, pokażesz mi swojego konia?
<Chris? Pokażesz?>
Właśnie gdzie? Jest strasznie wiele miejsc.
- No... Może Rzeka Złota i las? - zaproponował.
- Może być. Wezmę ze sobą Asterię.
- A.. a... Asterię?
- Tak, to mój pies, a tak dokładniej sunia. Rasy border collie - pochwaliłam się.
- A ja Hernána - poderwał się.
- Tego twojego kota? - zapytałam niepewnie.
- No tak - odpowiedział.
- To jutro po lekcjach? Dziś jest już za późno - odpowiedziałam na pożegnanie.
- To na razie!
- Pa - pożegnał mnie.
***
W pokoju znowu burdel jak w szopie. Porozrzucane ciuchy, Li na biurku, biurko zasyfione karteczkami, laptop na łóżku. Och, jestem taka zmęczona.
I jeszcze Asteria gryzie jakąś kartkę. Ale to tylko nieudane rysunki, to może.
- Asteria! Nie wolno! - krzyknęłam i wyrwałam jej papierek.
Wzięłam prysznic, i przebrałam się w piżamę. Ogarnęłam trochę pokój.
Dałam Li do futerału, a futerał do kąta. Spojrzałam na fona. Była 22.58.
- Późno strasznie. Zasiedziałam się u Chrisa. A przyszłam tam o 20 - powiedziałam do siebie.
Zmęczona padłam na łóżko. Pogasiłam światła.
- Dobranoc Asti - powiedziałam suni.
- Hau - odpowiedziała mi po swojemu.
***
Zadzwonił budzik. Uderzyłam go i spadł na podłogę.
- Ooo.. Jeszcze pięć minut! - powiedziałam zaspanym tonem.
Pozbierałam się w końcu. Na głowie szopa. Jak zwykle.
- Witaj czwartku. No cóż! trzeba się ogarnąć! - Odsunęłam firanki i poszłam do łazienki.
Wzięłam prysznic, uczesałam włosy, umyłam zęby, ubrałam na siebie niebieską bokserkę z napisem FUN (moja ulubiona), różowe rurki do kolan (też ulubione) oraz białe trampki. Dość ładny zestaw na dziś. I zamiast się super tapirować jak jakieś modnisie czy paniusie z centrów handlowych, pomalowałam usta różowym błyszczykiem. Uczesałam się w warkocz i poparzyłam na zegarek. Jest 7.45.
- No gotowa. A teraz na lekcję! - powiedziałam dziarsko i poleciałam prawie jak gepard do klasy.
*** W klasie
Jest Biolka. Ja piszę w zeszycie w najlepsze. Na razie sielanka, ale nagle...
- No nie! - złoszczę się do siebie szeptem. - Chińskie badziewie!
- Co się stało? - spytała szeptem Bella (akurat z nią siedzę)
- Ten długopis przestał pisać! - odpowiedziałam tak wnerwiona, że ani trochę nie miałam ochotę na rozmowę
- Długopis przestał pisać!
- Kurde... Nie mam zapasowego. Co za pech! - mówi mi Bella.
- Uff... Znalazłam zapasowy! - odetchęłąm z ulgą.
*** po lekcjacach
Ze swoją gitarą jestem już w stajni. Chris oczywiście był tam wcześniej. Czekał na mnie.
- Chris, pokażesz mi swojego konia?
<Chris? Pokażesz?>
Od Rozalii CD Teo, Belli
- Cześć, jesteś nowy? - speszyłam się trochę, bo pierwszy raz go widziałam. Był całkiem ładny... Ale pewnie Belli, skoro siedział z nią w pokoju.
- Tak, właśnie przyjechałem... - uśmiechnął się uroczo. Jej, tylko nie to! Nie mogłam się zakochać w kimś, kto był już zajęty. Zmarkotniałam trochę. Nie chciałam ranić Belli.
- Fajnie, długo znacie się z Bellą? - zapytałam niepewnie.
- Można tak powiedzieć - roześmiał się
- Nawet bardzo długo - dodała Bella i także się roześmiała. Byłam taaaka ciekawa, czy są parą. Głupio mi było jednak tak się wtrącać. Wyszłabym na wścibską.
- W sumie, to przyszłam tu, żeby zapytać się, czy chciałabyś się za mną Bella przejść jeszcze raz na spacer z psami. Teodor też może iść - uśmiechnęłam się
- Jasne, chcesz się odświeżyć Teo? - zapytała Bella.
- Chętnie. Wezmę Borysa - rzekł i wyciągnął smycz. Po chwili pokazał się średniej wielkości buldog. Był trochę straszny, ale zaraz się do niego przekonałam.
- Amigo czeka przed drzwiami, chodźcie - powiedziałam z uśmiechem . Poszliśmy do parku, jak zwykle. To bardzo fajne, zaciszne miejsce. Dobrze się tam chodziło na spacery. Nagle Teo zaczął opowiadać jakieś kawały. Były ona tak tandetne, że kiedy Bella patrzyła na Teo dziwnym wzrokiem, mówiącym tyle co "no weź, nie stać cię na nic lepszego?", ja roześmiałam się do rozpuku.
- To jest dla ciebie śmieszne? - zapytała Bella z przekornym uśmieszkiem.
- Niee, bo-o te-e kawały-y - nie mogłam złapać tchu - są-ą taaakie beznadziejne-e - i roześmiałam się jeszcze bardziej. Teodor i Bella też zaczęli się śmiać, pewnie ze mnie. Po chwili Teo powiedział jednak:
- Wiecie, jestem tu nowy i chciałbym się jeszcze dzisiaj rozpakować w pokoju, mogę już iść?
- Nie! Nie pozwalam! - przekomarzała się z nim Bella, a ja powiedziałam tylko 'spoko'. Chłopaka skierował się z Borysem w kierunku Akademii. Kiedy się obrucił, uśmiechnęłam się. Nagle przypomniało mi się, że przecież, on jest Belli. I zasmuciłam się.
- Nie martw się, jeszcze będziemy miały okazje iść z nim na spacer - Bella poklepała mnie przyjacielsko po plecach.
- Nie o to, chodzi.
- Więc o co?
- Bo wiesz... Ja się w nim zabujałam! - wyrzuciłam to z siebie jednym tchem. Chciałam, żeby o tym wiedziała.
- Ach. To dobrze - uśmiechnęła się szeroko. Byłam totalnie skołowana.
- Ale.. Jak to? Nie jesteś wkurzona? - zapytałam nieźle zdziwiona. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam.
- Nie, niby czemu? Nie będę się przecież wcinać w życie mojego brata, nie? - roześmiała się, a mi OLBRZYMI głaz spadł z serca. Zrobiło mi się strasznie głupio. No tak...
- Ach, a ja myślałam - walnęłam się w czoło
- Że ze sobą chodzimy? Nieee - powiedziała Bella z uśmiechem.
<Bella? Jak tam? :3>
- Tak, właśnie przyjechałem... - uśmiechnął się uroczo. Jej, tylko nie to! Nie mogłam się zakochać w kimś, kto był już zajęty. Zmarkotniałam trochę. Nie chciałam ranić Belli.
- Fajnie, długo znacie się z Bellą? - zapytałam niepewnie.
- Można tak powiedzieć - roześmiał się
- Nawet bardzo długo - dodała Bella i także się roześmiała. Byłam taaaka ciekawa, czy są parą. Głupio mi było jednak tak się wtrącać. Wyszłabym na wścibską.
- W sumie, to przyszłam tu, żeby zapytać się, czy chciałabyś się za mną Bella przejść jeszcze raz na spacer z psami. Teodor też może iść - uśmiechnęłam się
- Jasne, chcesz się odświeżyć Teo? - zapytała Bella.
- Chętnie. Wezmę Borysa - rzekł i wyciągnął smycz. Po chwili pokazał się średniej wielkości buldog. Był trochę straszny, ale zaraz się do niego przekonałam.
- Amigo czeka przed drzwiami, chodźcie - powiedziałam z uśmiechem . Poszliśmy do parku, jak zwykle. To bardzo fajne, zaciszne miejsce. Dobrze się tam chodziło na spacery. Nagle Teo zaczął opowiadać jakieś kawały. Były ona tak tandetne, że kiedy Bella patrzyła na Teo dziwnym wzrokiem, mówiącym tyle co "no weź, nie stać cię na nic lepszego?", ja roześmiałam się do rozpuku.
- To jest dla ciebie śmieszne? - zapytała Bella z przekornym uśmieszkiem.
- Niee, bo-o te-e kawały-y - nie mogłam złapać tchu - są-ą taaakie beznadziejne-e - i roześmiałam się jeszcze bardziej. Teodor i Bella też zaczęli się śmiać, pewnie ze mnie. Po chwili Teo powiedział jednak:
- Wiecie, jestem tu nowy i chciałbym się jeszcze dzisiaj rozpakować w pokoju, mogę już iść?
- Nie! Nie pozwalam! - przekomarzała się z nim Bella, a ja powiedziałam tylko 'spoko'. Chłopaka skierował się z Borysem w kierunku Akademii. Kiedy się obrucił, uśmiechnęłam się. Nagle przypomniało mi się, że przecież, on jest Belli. I zasmuciłam się.
- Nie martw się, jeszcze będziemy miały okazje iść z nim na spacer - Bella poklepała mnie przyjacielsko po plecach.
- Nie o to, chodzi.
- Więc o co?
- Bo wiesz... Ja się w nim zabujałam! - wyrzuciłam to z siebie jednym tchem. Chciałam, żeby o tym wiedziała.
- Ach. To dobrze - uśmiechnęła się szeroko. Byłam totalnie skołowana.
- Ale.. Jak to? Nie jesteś wkurzona? - zapytałam nieźle zdziwiona. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam.
- Nie, niby czemu? Nie będę się przecież wcinać w życie mojego brata, nie? - roześmiała się, a mi OLBRZYMI głaz spadł z serca. Zrobiło mi się strasznie głupio. No tak...
- Ach, a ja myślałam - walnęłam się w czoło
- Że ze sobą chodzimy? Nieee - powiedziała Bella z uśmiechem.
<Bella? Jak tam? :3>
Od Teo CD Belli, Rozalia?
Kiedy byłem w jadalni odezwałem się do pewnej dziewczyny. Nie widziałem jej twarzy, a ona mojej bo byliśmy do siebie odwróceni plecami.
- O hej jesteś pewnie nowa, tak?
- Tak i mam na imię Bella. A ty?
W tedy przypomniał mi się ten głos. Nie wiedziałem czyj on był, lecz gdzieś go już słyszałem. Jechałem w pamięci po wszystkich znanych mi Bellach i w końcu zgadłem która to jest.
- Bella! - krzyknąłem i rzuciłem jej się na szyję.
- Czekaj, czekaj, Teo? - zapytała się mnie, a ja kiwnąłem jej że tak.
Wtedy zaczęliśmy się śmiać.
- Ale skąd ty tutaj, jak?
- No, po prostu. Będę się uczył razem z tobą.
- To świetnie. Ej, chodźmy lepiej do mojego pokoju.
- Spoko siostra.
*w pokoju Belli*
Może dla niektórych to jest nienormalne, że siostra i brat prawie nigdy się nie kłócą (prawie bo czasem kłócimy się ale to raczej tak na żarty). W domu razem z Bellą i naszym starszym rodzeństwem mieliśmy mały zespół. Bella pisała piosenki i grała na gitarze oraz śpiewała, ja tańczyłem, a inni grali na różnych instrumentach.
- Napisałam trochę piosenek pod twoją nie obecność - pochwaliła się Bella.
- Pokazuj.
- Nie .-powiedziała ale z uśmiechem na twarzy.
Właśnie wtedy do pokoju weszła dziewczyna. Siostra powiedziała że ma na imię Rozalia. Według mnie to imię bardzo do niej pasowało.
sorki że takie krótkie
<Rozalia dokończysz?>
- O hej jesteś pewnie nowa, tak?
- Tak i mam na imię Bella. A ty?
W tedy przypomniał mi się ten głos. Nie wiedziałem czyj on był, lecz gdzieś go już słyszałem. Jechałem w pamięci po wszystkich znanych mi Bellach i w końcu zgadłem która to jest.
- Bella! - krzyknąłem i rzuciłem jej się na szyję.
- Czekaj, czekaj, Teo? - zapytała się mnie, a ja kiwnąłem jej że tak.
Wtedy zaczęliśmy się śmiać.
- Ale skąd ty tutaj, jak?
- No, po prostu. Będę się uczył razem z tobą.
- To świetnie. Ej, chodźmy lepiej do mojego pokoju.
- Spoko siostra.
*w pokoju Belli*
Może dla niektórych to jest nienormalne, że siostra i brat prawie nigdy się nie kłócą (prawie bo czasem kłócimy się ale to raczej tak na żarty). W domu razem z Bellą i naszym starszym rodzeństwem mieliśmy mały zespół. Bella pisała piosenki i grała na gitarze oraz śpiewała, ja tańczyłem, a inni grali na różnych instrumentach.
- Napisałam trochę piosenek pod twoją nie obecność - pochwaliła się Bella.
- Pokazuj.
- Nie .-powiedziała ale z uśmiechem na twarzy.
Właśnie wtedy do pokoju weszła dziewczyna. Siostra powiedziała że ma na imię Rozalia. Według mnie to imię bardzo do niej pasowało.
sorki że takie krótkie
<Rozalia dokończysz?>
Od Johnnego, CD Chrisa, Carmen
- Odwal się ode mnie raz a dobrze.
- Oho, pan Johnny znowu wpada w szał, co?
- Weź się gościu ogarnij - powiedziałem bezbarwnie i wzruszyłem ramionami. Tacy jak on, nigdy nie będą na wysokiej pozycji społecznej. Przynajmniej nie dla mnie...
Ten gościu doprowadzał mnie do ostateczności. Tsa, w dodatku na oczach Carmen. Nigdy nie byłem tak zdesperowany jak teraz. Nigdy.
- Hahah, dobrze - powiedział i odszedł do swojego konia. Wypuściłem powietrze ze świstem. Wszystko się dobrze układało, dopóki nie pojawił się ten debil. Perła dmuchnęła mi w twarz. Gdy poszedł Chris, stała się spokojniejsza. Przynajmniej ona coś czuła. Barbossa był w kieszeni. Gruchał lekko. Jak dobrze, że ich mam.
Za chwilę jazda, a ja nawet nie jestem ubrany... Koń nie oporządzony i...
- Po co to robisz? - na dźwięk tego głosu, drgnąłem.
- Ty... I tak nie zrozumiesz - spuściłem głowę i złapałem się grzywy Perły. Dziewczyna położyła dłoń na jej pysku.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Wiem, bo czuję.
- Nie, nic nie czujesz.
- Carmen! Ja się w tobie zakochałem! Kocham cię, rozumiesz?! - dobrze, że w stajni było pusto. Dziewczyna podniosła głowę i popatrzyła na mnie skrzącymi oczami.
- Johnny...
<Carmen wybaczysz, że takie okropnie krótkie? Chciałam/em od razu przejść do rzeczy XD Skala zaskoczenia powinna to wynagrodzić :D?>
- Oho, pan Johnny znowu wpada w szał, co?
- Weź się gościu ogarnij - powiedziałem bezbarwnie i wzruszyłem ramionami. Tacy jak on, nigdy nie będą na wysokiej pozycji społecznej. Przynajmniej nie dla mnie...
Ten gościu doprowadzał mnie do ostateczności. Tsa, w dodatku na oczach Carmen. Nigdy nie byłem tak zdesperowany jak teraz. Nigdy.
- Hahah, dobrze - powiedział i odszedł do swojego konia. Wypuściłem powietrze ze świstem. Wszystko się dobrze układało, dopóki nie pojawił się ten debil. Perła dmuchnęła mi w twarz. Gdy poszedł Chris, stała się spokojniejsza. Przynajmniej ona coś czuła. Barbossa był w kieszeni. Gruchał lekko. Jak dobrze, że ich mam.
Za chwilę jazda, a ja nawet nie jestem ubrany... Koń nie oporządzony i...
- Po co to robisz? - na dźwięk tego głosu, drgnąłem.
- Ty... I tak nie zrozumiesz - spuściłem głowę i złapałem się grzywy Perły. Dziewczyna położyła dłoń na jej pysku.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Wiem, bo czuję.
- Nie, nic nie czujesz.
- Carmen! Ja się w tobie zakochałem! Kocham cię, rozumiesz?! - dobrze, że w stajni było pusto. Dziewczyna podniosła głowę i popatrzyła na mnie skrzącymi oczami.
- Johnny...
<Carmen wybaczysz, że takie okropnie krótkie? Chciałam/em od razu przejść do rzeczy XD Skala zaskoczenia powinna to wynagrodzić :D?>
Od Chrisa CD Emily
- O hej... Wchodź, wchodź - zdziwiła mnie tymi nagłymi odwiedzinami - Przepraszam za bałagan, właśnie myłem siodło...
Emily uśmiechnęła się i wkroczyła do mojego pokoju. Mieszkałem w nim od niecałego tygodnia, a już miałem straszny bałagan. Biurko zawalone książkami i otwartymi zeszytami. Rozgrzebany kocyk w koszyku Hernána. Porozwalane kocie zabawki na dywanie (w tym połatany żółty miś, którego kot dostał ode mnie na urodziny i rozwalił w jedno popołudnie - wielokrotnie go zszywałem.)
Płyty rozrzucone wokół radia. Gitara bez pokrowca na niepościelonym łóżku. Siodło leżące na środku tylko dopełniało całości. Głupio mi było trochę, ale co zrobić? Nie uprzedziła mnie, tak to bym posprzątał...
- Ładny pokój - odezwała się w końcu Emily. Dopiero wtedy zauważyłem, że cały czas milczałem.
- O, dzięki. Szkoda tylko, że już zdążyłem zrobić w nim taki bajzel - uśmiechnąłem się - Chociaż, Hernán też ma w tym swój skromny udział.
- Hernán? - uniosła brwi pytająco.
- Mój kot. Nie ma go teraz w budynku, chyba łazi po parku. Taki gruby i szary z bardzo pomarańczowymi oczami, może go widziałaś.
- Nie jestem pewna... Jakoś nie zauważyłam, żeby tu były jakiekolwiek koty. Raczej psy i konie, prawda?
Kiwnąłem głową i sięgnąłem po gitarę.
- Pogramy trochę? - zaproponowałem, lekko uderzając w struny.
- Jasne! - ucieszyła się - A może pójdę jeszcze po swoją?
Chwilę później siedzieliśmy na podłodze i graliśmy rozmaite piosenki na dwie gitary. Okazało się, że Emily ma dobrą gitarę klasyczną, ja zaś “wyżywałem się” na akustycznej. Wyjaśniłem jej, że moim zdaniem akustyki mają lepsze, ostrzejsze brzmienie.
- I tak wolę moją Li - odparła z przekornym uśmiechem.
- Li? - uniosłem brwi dokładnie w taki sam sposób jak ona na wiadomość o Hernánie.
- Moja gitara. Tak ja nazwałam - roześmiała się.
- Może ja też nazwę swoją... - zamyśliłem się - Co proponujesz?
Emily chwile myślała, po czym zaproponowała niepewnie:
- Może... Rodrigo?
- Ładnie - powiedziałem - Rodrigo... pasuje.
Uderzyłem jeszcze raz w struny.
- Mam wrażenie, jakby zupełnie inaczej brzmiała - mruknąłem żartobliwie.
- Brzmiał - poprawiła mnie Emily, udając uwagę. Po czym znowu zaczęła się śmiać.
“Bardzo wesoła” - pomyślałem - “I ma poczucie humoru. No i ładna...”
Podczas, gdy Emily zaczęła grać popularna piosenkę “Chłopiec z gitarą”, ja się zastanawiałem, jak jakoś dyplomatycznie spotkać się z nią jeszcze. Wyjść na kawę albo co.
Nagle dotarł do mnie tekst piosenki...
Chłopiec z gitarą byłby dla mnie parą
Chcę przez życie śpiewająco razem iść.
Chłopiec z gitarą byłby dla mnie parą
Może mnie o rękę prosić choćby dziś.
- Eeee, Emily... Poszlibyśmy może do stajni? Może byśmy jeszcze gdzieś pojechali... Jest tak ładnie...
<Emily?>
Emily uśmiechnęła się i wkroczyła do mojego pokoju. Mieszkałem w nim od niecałego tygodnia, a już miałem straszny bałagan. Biurko zawalone książkami i otwartymi zeszytami. Rozgrzebany kocyk w koszyku Hernána. Porozwalane kocie zabawki na dywanie (w tym połatany żółty miś, którego kot dostał ode mnie na urodziny i rozwalił w jedno popołudnie - wielokrotnie go zszywałem.)
Płyty rozrzucone wokół radia. Gitara bez pokrowca na niepościelonym łóżku. Siodło leżące na środku tylko dopełniało całości. Głupio mi było trochę, ale co zrobić? Nie uprzedziła mnie, tak to bym posprzątał...
- Ładny pokój - odezwała się w końcu Emily. Dopiero wtedy zauważyłem, że cały czas milczałem.
- O, dzięki. Szkoda tylko, że już zdążyłem zrobić w nim taki bajzel - uśmiechnąłem się - Chociaż, Hernán też ma w tym swój skromny udział.
- Hernán? - uniosła brwi pytająco.
- Mój kot. Nie ma go teraz w budynku, chyba łazi po parku. Taki gruby i szary z bardzo pomarańczowymi oczami, może go widziałaś.
- Nie jestem pewna... Jakoś nie zauważyłam, żeby tu były jakiekolwiek koty. Raczej psy i konie, prawda?
Kiwnąłem głową i sięgnąłem po gitarę.
- Pogramy trochę? - zaproponowałem, lekko uderzając w struny.
- Jasne! - ucieszyła się - A może pójdę jeszcze po swoją?
Chwilę później siedzieliśmy na podłodze i graliśmy rozmaite piosenki na dwie gitary. Okazało się, że Emily ma dobrą gitarę klasyczną, ja zaś “wyżywałem się” na akustycznej. Wyjaśniłem jej, że moim zdaniem akustyki mają lepsze, ostrzejsze brzmienie.
- I tak wolę moją Li - odparła z przekornym uśmiechem.
- Li? - uniosłem brwi dokładnie w taki sam sposób jak ona na wiadomość o Hernánie.
- Moja gitara. Tak ja nazwałam - roześmiała się.
- Może ja też nazwę swoją... - zamyśliłem się - Co proponujesz?
Emily chwile myślała, po czym zaproponowała niepewnie:
- Może... Rodrigo?
- Ładnie - powiedziałem - Rodrigo... pasuje.
Uderzyłem jeszcze raz w struny.
- Mam wrażenie, jakby zupełnie inaczej brzmiała - mruknąłem żartobliwie.
- Brzmiał - poprawiła mnie Emily, udając uwagę. Po czym znowu zaczęła się śmiać.
“Bardzo wesoła” - pomyślałem - “I ma poczucie humoru. No i ładna...”
Podczas, gdy Emily zaczęła grać popularna piosenkę “Chłopiec z gitarą”, ja się zastanawiałem, jak jakoś dyplomatycznie spotkać się z nią jeszcze. Wyjść na kawę albo co.
Nagle dotarł do mnie tekst piosenki...
Chłopiec z gitarą byłby dla mnie parą
Chcę przez życie śpiewająco razem iść.
Chłopiec z gitarą byłby dla mnie parą
Może mnie o rękę prosić choćby dziś.
- Eeee, Emily... Poszlibyśmy może do stajni? Może byśmy jeszcze gdzieś pojechali... Jest tak ładnie...
<Emily?>
Od Belli CD ktoś?
Siedziałam razem z moją Erą w pokoju i śpiewałam oraz grałam na mojej gitarze piosenkę Belli Thorne. Brzmi ona o tak:
Cause I wasn't all in
I'm done with all that
And now I gotta
Let him know
Said ya never lookin back
But gimme one try
You say I'm still the same
But I changed my path
You're better than the best
Forever no lie,
And I don't wanna be here lonely
A to znaczy:
Bo nie byłam cała w tym,
skończyłam z tym wszystkim.
A teraz muszę
Pozwolić mu się poznać się.
Powiedziała nigdy nie patrz wstecz,
ale daj mi jeszcze raz spróbować.
Powiedziałaś,że jestem ciągle taki sam
Ale zmieniłem moją drogę.
Jesteś lepszy niż najlepszy
Na zawsze bez kłamstw,
I nie chce być więcej tutaj samotna.
Najbardziej podoba mi się linijka z tym, że nie chcę być już dłużej samotna. Ta piosenka zawsze wprawia mnie w taki dziwny nastrój, wtedy zawsze przypomina mi się to, że inne dziewczyny z klasy zawsze wyśmiewały się ze mnie, bo nie miałam chłopaka. Moim zdaniem nie był mi potrzebny.
Dobra, wezmę się w końcu garść i oduczę się mówienia z samą sobą bo to jest chyba ciut, odrobinę idiotyczne. Pójdę coś zjeść, bo po tym śpiewaniu strasznie zgłodniałam. Oby tylko nikogo tam nie było.
*w jadalni* Niestety ktoś musiał być, no trudno.
- O hej jesteś pewnie nowa, tak?
- Tak i mam na imię Bella. A ty?
<kto kończy, tylko musi to być ktoś kogo jeszcze nie znam, czyli Chris, Johnny, Carmen, Melissa, Azalis, Miley, Ivo, Nicole, Alex lub Kinga>
Cause I wasn't all in
I'm done with all that
And now I gotta
Let him know
Said ya never lookin back
But gimme one try
You say I'm still the same
But I changed my path
You're better than the best
Forever no lie,
And I don't wanna be here lonely
A to znaczy:
Bo nie byłam cała w tym,
skończyłam z tym wszystkim.
A teraz muszę
Pozwolić mu się poznać się.
Powiedziała nigdy nie patrz wstecz,
ale daj mi jeszcze raz spróbować.
Powiedziałaś,że jestem ciągle taki sam
Ale zmieniłem moją drogę.
Jesteś lepszy niż najlepszy
Na zawsze bez kłamstw,
I nie chce być więcej tutaj samotna.
Najbardziej podoba mi się linijka z tym, że nie chcę być już dłużej samotna. Ta piosenka zawsze wprawia mnie w taki dziwny nastrój, wtedy zawsze przypomina mi się to, że inne dziewczyny z klasy zawsze wyśmiewały się ze mnie, bo nie miałam chłopaka. Moim zdaniem nie był mi potrzebny.
Dobra, wezmę się w końcu garść i oduczę się mówienia z samą sobą bo to jest chyba ciut, odrobinę idiotyczne. Pójdę coś zjeść, bo po tym śpiewaniu strasznie zgłodniałam. Oby tylko nikogo tam nie było.
*w jadalni* Niestety ktoś musiał być, no trudno.
- O hej jesteś pewnie nowa, tak?
- Tak i mam na imię Bella. A ty?
<kto kończy, tylko musi to być ktoś kogo jeszcze nie znam, czyli Chris, Johnny, Carmen, Melissa, Azalis, Miley, Ivo, Nicole, Alex lub Kinga>
Od Chrisa CD Johnn'ego
Hmm, bójka z Johnnym? Dalej nie mogę w to uwierzyć. On SERIO chce się ze mną bić?
- Słuchaj - odezwałem się niespodziewanie.
- Czego? - warknął - Stchórzyłeś?
- Nie w tym rzecz- odparłem spokojnie - Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.
- Noo?
- O co ci chodzi? - Johnny dosłownie zbaraniał. Dlaczego? Moje pytanie było proste i bezpośrednie.
- Wkurzasz mnie! - wybuchnął w końcu.
- Czym? - zapytałem poważnie. Odechciało mi się głupich żartów.
- Swoim szczeniackim zachowaniem! Udawaniem! Kłamstwami! Podrywaniem... - tu raptownie zamilkł. Carmen stała w drzwiach i wszystko słyszała.
- Twojej potencjalnej dziewczyny? - zapytałem z paskudnym uśmiechem. Johnny rzucił się na mnie z pięściami, jednak zrobiłem zgrabny unik i mój przeciwnik, nie znajdując oparcia, stracił równowagę. Wykorzystałem to do dalszego przemówienia.
- Posłuchaj mnie, zamiast walić na oślep. Powiedziałeś mi w czym rzecz - ok. Zostawiam was w spokoju. Rób sobie co chcesz. Życzę powodzenia. - obróciłem się na pięcie, wyminąłem Carmen w drzwiach i z powrotem usiadłem w ławce. Nie miałem zamiaru przestać go drażnić, ale Carmen zostawię. Lubie ją i nie chcę jej łamać serca. Zauważyłem kątem oka, że Carmen przestała stać w drzwiach i wyszła do Johnn’ego. Fajnie nawet. Niech im się jakoś ułoży.
Ja zaś zacząłem, po raz pierwszy od przyjazdu, dokładnie przyglądać się osobom z Akademii. Był, oprócz mnie i Johnn’ego, tylko jeden chłopak! Szukałem znajomych twarzy. O, to te dziewczyny z parku. I Emily. Puściłem do niej oko. Zarumieniła się gwałtownie i schyliła głowę nad książką.
Wtedy weszła Kamila, wyraźnie wściekła. Za nią ze spuszczoną głową weszli Carmen i Johnny.
- Siadać - rzuciła ostro.
Usiedli potulnie, każde na swoim miejscu. Współczułem trochę Carmen, ale w przypadku Johnn’ego odczuwałem mściwą satysfakcję. Tylko i wyłącznie. No, może jeszcze trochę sadystycznej przyjemności.
- Słuchajcie - zaczęła rzeczowo Kamila, dalej zła - Dzisiaj po lekcjach robimy pierwszą obowiązkową lekcję jazdy. Wszyscy macie kwadrans na przebranie się i przygotowanie koni. Jasne? Czekam na was przed stajnią. - wyszła, nawet się nie żegnając. W zamian za to, do sali weszła matematyczka i kontynuowała lekcję.
Reszta dnia upłynęła spokojnie. Cudem uniknąłem pytania z polskiego. Ufff, mój fart. Nienawidzę przedmiotów humanistycznych - wolę ścisłe.
Później poleciałem na górę, aby szybko ubrać bryczesy i oficerki oraz wziąć toczek, rękawiczki i (a jakże!) palcat. Musiałem się spieszyć, żeby zdążyć wyczyścić Hammurabiego.
Mój cudowny wałach stał w boksie i trącał nosem jabłko, mając w nosie cały świat. Westchnąłem. Gdy brałem go na jazdę w takim nastroju, trening nigdy, ale to nigdy nie wychodził.
Już gotowego Hammurabiego wyprowadziłem przed stajnię. Zauważyłem, że Johnny stoi tam z karym fryzem, wyraźnie smutny i zamyślony. Podszedłem do niego.
- Co tam, plan “Carmen będzie moja” nie wypala? - zapytałem drwiąco.
<Johnny? przypominam, że jesteś w melancholijnym nastroju :P>
- Słuchaj - odezwałem się niespodziewanie.
- Czego? - warknął - Stchórzyłeś?
- Nie w tym rzecz- odparłem spokojnie - Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.
- Noo?
- O co ci chodzi? - Johnny dosłownie zbaraniał. Dlaczego? Moje pytanie było proste i bezpośrednie.
- Wkurzasz mnie! - wybuchnął w końcu.
- Czym? - zapytałem poważnie. Odechciało mi się głupich żartów.
- Swoim szczeniackim zachowaniem! Udawaniem! Kłamstwami! Podrywaniem... - tu raptownie zamilkł. Carmen stała w drzwiach i wszystko słyszała.
- Twojej potencjalnej dziewczyny? - zapytałem z paskudnym uśmiechem. Johnny rzucił się na mnie z pięściami, jednak zrobiłem zgrabny unik i mój przeciwnik, nie znajdując oparcia, stracił równowagę. Wykorzystałem to do dalszego przemówienia.
- Posłuchaj mnie, zamiast walić na oślep. Powiedziałeś mi w czym rzecz - ok. Zostawiam was w spokoju. Rób sobie co chcesz. Życzę powodzenia. - obróciłem się na pięcie, wyminąłem Carmen w drzwiach i z powrotem usiadłem w ławce. Nie miałem zamiaru przestać go drażnić, ale Carmen zostawię. Lubie ją i nie chcę jej łamać serca. Zauważyłem kątem oka, że Carmen przestała stać w drzwiach i wyszła do Johnn’ego. Fajnie nawet. Niech im się jakoś ułoży.
Ja zaś zacząłem, po raz pierwszy od przyjazdu, dokładnie przyglądać się osobom z Akademii. Był, oprócz mnie i Johnn’ego, tylko jeden chłopak! Szukałem znajomych twarzy. O, to te dziewczyny z parku. I Emily. Puściłem do niej oko. Zarumieniła się gwałtownie i schyliła głowę nad książką.
Wtedy weszła Kamila, wyraźnie wściekła. Za nią ze spuszczoną głową weszli Carmen i Johnny.
- Siadać - rzuciła ostro.
Usiedli potulnie, każde na swoim miejscu. Współczułem trochę Carmen, ale w przypadku Johnn’ego odczuwałem mściwą satysfakcję. Tylko i wyłącznie. No, może jeszcze trochę sadystycznej przyjemności.
- Słuchajcie - zaczęła rzeczowo Kamila, dalej zła - Dzisiaj po lekcjach robimy pierwszą obowiązkową lekcję jazdy. Wszyscy macie kwadrans na przebranie się i przygotowanie koni. Jasne? Czekam na was przed stajnią. - wyszła, nawet się nie żegnając. W zamian za to, do sali weszła matematyczka i kontynuowała lekcję.
Reszta dnia upłynęła spokojnie. Cudem uniknąłem pytania z polskiego. Ufff, mój fart. Nienawidzę przedmiotów humanistycznych - wolę ścisłe.
Później poleciałem na górę, aby szybko ubrać bryczesy i oficerki oraz wziąć toczek, rękawiczki i (a jakże!) palcat. Musiałem się spieszyć, żeby zdążyć wyczyścić Hammurabiego.
Mój cudowny wałach stał w boksie i trącał nosem jabłko, mając w nosie cały świat. Westchnąłem. Gdy brałem go na jazdę w takim nastroju, trening nigdy, ale to nigdy nie wychodził.
Już gotowego Hammurabiego wyprowadziłem przed stajnię. Zauważyłem, że Johnny stoi tam z karym fryzem, wyraźnie smutny i zamyślony. Podszedłem do niego.
- Co tam, plan “Carmen będzie moja” nie wypala? - zapytałem drwiąco.
<Johnny? przypominam, że jesteś w melancholijnym nastroju :P>
wtorek, 30 lipca 2013
Od Emily CD Chrisa
- Jestem Emily - zaczęłam.
Dziewczyny poszły, ja siedziałam z Chrisem na ławce i graliśmy na gitarze.
To były piękne chwile... Potem rozmawialiśmy.
- Wiesz co? - zaczęłam opowiadać. - Kiedyś jak chodziłam do innej szkoły i zaczepił mnie jeden chłopak. Powiedział mi komplement: Nosisz Full Cap, rurki i vansy. Jesteś taka stylowa! Nie wiedziałam co gościowi odpowiedzieć i poleciałam tylko.
- Ty też grasz na gitarze? - zapytał Chris.
- Tak! Nawet mam ją teraz! - odpowiedziałam szybko z uśmiechem i wyjęłam moją gitarę z futerału.
Graliśmy tak na gitarach z godzinę. Też śpiewaliśmy. Było superowo!
Chris nauczył mnie wielu innych piosenek. Wróciliśmy do budynku.
- A tak na koniec: w którym pokoju mieszkasz? - zapytał
- W 10. A ty w 15 tak?
- Tak...
Rozeszliśmy się. przed pokojem czekała już na mnie moja psinka Asteria.
- I ty długo tu czekasz moja suniu?
Zaszczekała. Wpóściłam ją do pokoju a ona od razu poszła spać.
Ja sprawdziłam Fejsa. Hmmm.... Zaproszenie do znajomych od Chris Champion, Bella Witter, Violetta Verman i Rozalia Lime. Przyjęłam.
Popisałam z dziewczynami trochę. A potem przez resztę dnia leżałam, słuchałam, muzyki... Postanowiłam nie ślęczeć w pokoju i poszłam odwiedzić Chrisa. Przeszłam korytarz, zapukałam. Otworzył mi.
I od razu pomyślałam sobie: Zapowiada się dłuugi wieczór....
(Chris dokończysz?)
<przepraszam że takie krótkie>
Dziewczyny poszły, ja siedziałam z Chrisem na ławce i graliśmy na gitarze.
To były piękne chwile... Potem rozmawialiśmy.
- Wiesz co? - zaczęłam opowiadać. - Kiedyś jak chodziłam do innej szkoły i zaczepił mnie jeden chłopak. Powiedział mi komplement: Nosisz Full Cap, rurki i vansy. Jesteś taka stylowa! Nie wiedziałam co gościowi odpowiedzieć i poleciałam tylko.
- Ty też grasz na gitarze? - zapytał Chris.
- Tak! Nawet mam ją teraz! - odpowiedziałam szybko z uśmiechem i wyjęłam moją gitarę z futerału.
Graliśmy tak na gitarach z godzinę. Też śpiewaliśmy. Było superowo!
Chris nauczył mnie wielu innych piosenek. Wróciliśmy do budynku.
- A tak na koniec: w którym pokoju mieszkasz? - zapytał
- W 10. A ty w 15 tak?
- Tak...
Rozeszliśmy się. przed pokojem czekała już na mnie moja psinka Asteria.
- I ty długo tu czekasz moja suniu?
Zaszczekała. Wpóściłam ją do pokoju a ona od razu poszła spać.
Ja sprawdziłam Fejsa. Hmmm.... Zaproszenie do znajomych od Chris Champion, Bella Witter, Violetta Verman i Rozalia Lime. Przyjęłam.
Popisałam z dziewczynami trochę. A potem przez resztę dnia leżałam, słuchałam, muzyki... Postanowiłam nie ślęczeć w pokoju i poszłam odwiedzić Chrisa. Przeszłam korytarz, zapukałam. Otworzył mi.
I od razu pomyślałam sobie: Zapowiada się dłuugi wieczór....
(Chris dokończysz?)
<przepraszam że takie krótkie>
Od Chrisa, CD Belli i dziewczyn :)
<wiem, że nie ja to miałam kończyć, ale... zbulwersowała mnie wizja Chrisa latającego jak palant po Akademii z gitarą w ręce i drącego się na Bellę bez powodu (no jasne, że podałam powód xd). I ostrzegam - to jest MEGA długie>
Westchnąłem rozdzierająco. Jak nudno. Jak cholernie nudno.
Hammurabi hasa po pastwisku, zadania domowe grzecznie odrobiłem, Hernán gdzieś polazł... A może go poszukam?
Po namyśle wziąłem jednak gitarę. Niech sobie kocina łazi, gdzie ma ochotę. Musi przecież pozwiedzać, nie? Do tego, miałem ochotę pograć.
Opuściłem pokój i zacząłem ostrożnie schodzić na dół. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym uszkodził mojego akustyka! Oszczędzałem na niego przez wiele lat...
Wtedy, gdzieś w połowie korytarza na pierwszym piętrze, wpadła na mnie jakaś dziewczyna.
- Ej, patrz pod nogi! - wrzasnąłem. Gitara prawie mi wypadła z rąk...
- Sorki - powiedziała dziewczyna i po chwili wahania zaczęła się śmiać. Poczułem narastającą złość. Co było śmiesznego w tym, że niemalże zepsułem mój ukochany instrument?!
- Czemu się śmiejesz? - zapytałem zaczepnie - Przecież to wcale nie jest śmieszne, przez ciebie... - chciałem powiedzieć, że prawie straciłem gitarę, ale dziewczyna już uciekła. No cóż.
Ruszyłem dalej w dół, po schodach, a potem opuściłem budynek. Gdzie by tu teraz...?
Wtedy mignął mi ogon Hernána w okolicach furtki do parku. Zdecydowałem się.
Wybrałem sobie zaciszną ławeczkę pod starą wierzbą i zacząłem stroić gitarę. Wydawała jeszcze trochę jękliwe dźwięki, struny brzęczały. To wszystko przez zmianę wilgotności powietrza, pomyślałem.
Wtedy furtka gwałtownie się otworzyła i weszły przez nią cztery dziewczyny z psami. Jedna z nich coś zawołała i wszystkie zaczęły biec. Od samego początku blondynka z warkoczem znacznie wyprzedziła resztę i skierowała się do jedenej z ławeczek. Była naprawdę szybka. Cholernie. Nic dziwnego, że jako pierwsza dopadła ławeczkę. Pozostałe dziewczyny dopiero się zbliżały...
Postanowiłem zagrać im, jako mały doping, jedną z pierwszych piosenek, której się nauczyłem. “La camisa negra” Juanesa. Lubiłem tą piosenkę mimo idiotycznego tekstu. I mój (pod względem muzyki, rzecz jasna) ulubiony kawałek:
Mal parece que solo me quedé
Y fue pura todita tu mentira
Que maldita mala suerte la mía
Que aquel día te encontré
Por beber del veneno malevo de tu amor
Yo quedé moribundo y lleno de dolor
Respiré de ese humo amargo de tu adiós
Y desde que tú te fuiste yo solo tengo
Co znaczy mniej więcej:
Wydaje się źle, że zostałem sam.
a wszystko to były czyste kłamstwa.
Przeklęty mój zły los,
że w tamten dzień cię spotkałem.
Przez to, że wypiłem truciznę twojej podstępnej miłości
zostałem umierający i pełen bólu
wdychałem gorzki dym twojego pożegnania
i od kiedy odeszłaś ja tylko mam...
Czarną koszulę. Taa. Od zawsze twierdziłem, że ta piosenka jest głupia, ale łatwo ją zagrać i każdy ja zna.
No no no, ale dziewczyny się zatrzymały. Czemu? Mam taki okropny głos i przeraźliwie fałszuję? Chyba nie...
- Hej, kto tam? - usłyszałem okrzyk. Nie odpowiedziałem, tylko grałem dalej. Po chwili jedna z dziewczyn niepewnie się przyłączyła do piosenki. A na “Cama, cama, caman baby” (czyli coś w stylu “chodź, skarbie”) podeszła się do mnie i usiadła na ławeczce. Wtedy zmieniłem front.
Para tu amor lo tengo todo
Desde mi sangre hasta la esencia de mi ser
Y para tu amor que es mi tesoro
Tengo mi vida toda entera a tus pies
Dla twojej miłości to wszystko
Od mojej krwi do istoty mego bytu
i dla twojej miłości, która jest moim skarbem
całe, calutkie moje życie u twych stóp
Siedzieliśmy na ławce i śpiewaliśmy. To jest naprawdę piękna piosenka.
Kiedy ostatnie dźwięki gitary umilkły, podniosłem na nią oczy i spytałem się cicho:
- Jak masz na imię?
<noo... słucham, słucham xd Rozalia? Emily? Bella? Violetta?>
Westchnąłem rozdzierająco. Jak nudno. Jak cholernie nudno.
Hammurabi hasa po pastwisku, zadania domowe grzecznie odrobiłem, Hernán gdzieś polazł... A może go poszukam?
Po namyśle wziąłem jednak gitarę. Niech sobie kocina łazi, gdzie ma ochotę. Musi przecież pozwiedzać, nie? Do tego, miałem ochotę pograć.
Opuściłem pokój i zacząłem ostrożnie schodzić na dół. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym uszkodził mojego akustyka! Oszczędzałem na niego przez wiele lat...
Wtedy, gdzieś w połowie korytarza na pierwszym piętrze, wpadła na mnie jakaś dziewczyna.
- Ej, patrz pod nogi! - wrzasnąłem. Gitara prawie mi wypadła z rąk...
- Sorki - powiedziała dziewczyna i po chwili wahania zaczęła się śmiać. Poczułem narastającą złość. Co było śmiesznego w tym, że niemalże zepsułem mój ukochany instrument?!
- Czemu się śmiejesz? - zapytałem zaczepnie - Przecież to wcale nie jest śmieszne, przez ciebie... - chciałem powiedzieć, że prawie straciłem gitarę, ale dziewczyna już uciekła. No cóż.
Ruszyłem dalej w dół, po schodach, a potem opuściłem budynek. Gdzie by tu teraz...?
Wtedy mignął mi ogon Hernána w okolicach furtki do parku. Zdecydowałem się.
Wybrałem sobie zaciszną ławeczkę pod starą wierzbą i zacząłem stroić gitarę. Wydawała jeszcze trochę jękliwe dźwięki, struny brzęczały. To wszystko przez zmianę wilgotności powietrza, pomyślałem.
Wtedy furtka gwałtownie się otworzyła i weszły przez nią cztery dziewczyny z psami. Jedna z nich coś zawołała i wszystkie zaczęły biec. Od samego początku blondynka z warkoczem znacznie wyprzedziła resztę i skierowała się do jedenej z ławeczek. Była naprawdę szybka. Cholernie. Nic dziwnego, że jako pierwsza dopadła ławeczkę. Pozostałe dziewczyny dopiero się zbliżały...
Postanowiłem zagrać im, jako mały doping, jedną z pierwszych piosenek, której się nauczyłem. “La camisa negra” Juanesa. Lubiłem tą piosenkę mimo idiotycznego tekstu. I mój (pod względem muzyki, rzecz jasna) ulubiony kawałek:
Mal parece que solo me quedé
Y fue pura todita tu mentira
Que maldita mala suerte la mía
Que aquel día te encontré
Por beber del veneno malevo de tu amor
Yo quedé moribundo y lleno de dolor
Respiré de ese humo amargo de tu adiós
Y desde que tú te fuiste yo solo tengo
Co znaczy mniej więcej:
Wydaje się źle, że zostałem sam.
a wszystko to były czyste kłamstwa.
Przeklęty mój zły los,
że w tamten dzień cię spotkałem.
Przez to, że wypiłem truciznę twojej podstępnej miłości
zostałem umierający i pełen bólu
wdychałem gorzki dym twojego pożegnania
i od kiedy odeszłaś ja tylko mam...
Czarną koszulę. Taa. Od zawsze twierdziłem, że ta piosenka jest głupia, ale łatwo ją zagrać i każdy ja zna.
No no no, ale dziewczyny się zatrzymały. Czemu? Mam taki okropny głos i przeraźliwie fałszuję? Chyba nie...
- Hej, kto tam? - usłyszałem okrzyk. Nie odpowiedziałem, tylko grałem dalej. Po chwili jedna z dziewczyn niepewnie się przyłączyła do piosenki. A na “Cama, cama, caman baby” (czyli coś w stylu “chodź, skarbie”) podeszła się do mnie i usiadła na ławeczce. Wtedy zmieniłem front.
Para tu amor lo tengo todo
Desde mi sangre hasta la esencia de mi ser
Y para tu amor que es mi tesoro
Tengo mi vida toda entera a tus pies
Dla twojej miłości to wszystko
Od mojej krwi do istoty mego bytu
i dla twojej miłości, która jest moim skarbem
całe, calutkie moje życie u twych stóp
Siedzieliśmy na ławce i śpiewaliśmy. To jest naprawdę piękna piosenka.
Kiedy ostatnie dźwięki gitary umilkły, podniosłem na nią oczy i spytałem się cicho:
- Jak masz na imię?
<noo... słucham, słucham xd Rozalia? Emily? Bella? Violetta?>
Od Johnn'ego CD Chrisa i Carmen
- Trzeba było sobie swój przynieść - powiedziałem spokojnie. Hłe, hłe dobrze mu tak. Pewnie był zbyt zajęty podrywaniem Carmen żeby się spakować.
- No weź gościu. Muszę dokończyć do głupie kółko!
- To masz problem - zauważyłem nawet na niego nie patrząc. Strasznie mnie wkurzał. A Carmen nie. Dla Carmen był szarmancki i uprzejmy. No i co z tego do ciężkiej cholery??? Czemu cały czas o tym myślisz? On to robi na złość, czy na serio...? Nowa fala gniewu zalała mnie po czubek nosa.
- Ej, wyluzuj. O co ci chodzi? - zapytał z głupawą miną. Kiedy popatrzyłem na niego jak na skończonego idiotę, powiedział:
- No co?
- WIADRO - odpowiedziałem. Jeszcze wycieranie książek wytrzymam, ale siedzenia w jednej ławce na pewno nie! Nic już nie odpowiedział, tylko wyrwał kawałek kartki z zeszytu i nabazgrolił tam coś. Potem zmiął w kulkę i rzucił do Carmen. Zauważyłem kontem oka, że ta, gdy to otworzyła uśmiechnęła się i zachichotała. Czułem, że robię się purpurowy. W tej chwili nauczycielka nas przeprosiła i powiedziała, że musi wyjść, bo coś tam się stało. I powiedziała, że za parę minut przyjdzie do nas Kamila.
- Robisz, to żeby mnie wkurzyć, tak? - zapytałem przez zaciśnięte zęby. Miałem-go-totalnie-dość.
- Co? Ty mnie nie interesujesz. Zależy mi na Carmen...
- Nie wnerwiaj mnie, dobrze ci radzę!
- Ja? Ależ skąd! Jest ładna i fajnie się z nią rozmawia - znowu ten zuchwały uśmieszek. Miałem ochotę zwalić go z krzesła, żeby roztrzaskał sobie te słodką twarzyczkę. - I mnie bardzo lubi.
- Kłamca! Tylko kłamiesz! Grasz swoją rolę, prawda?! Wciskasz jej kity! - zaciskałem dłoń na cyrklu. Przez chwilę miałem cudowną wizję wbijania mu go w oko...
- A ona w nie wierzy - roześmiał się szyderczo a ja zwaliłem go z krzesła. Dosłownie! Bo każdy wierzył w jego przedstawienie. Krzywdził ją. Repertuar rodem z "Trudnych Spraw".
Znałem zakończenie. I nie było ono pozytywne dla bohaterki.
- Johnny! Co ty do cholery robisz?! - krzyknęła Carmen i odciągnęła mnie od Chrisa. Ten wstał i się otrzepał.
- To trzeba załatwić po męsku, a nie jak bachory - powiedział Chris i uśmiechnął się do Carmen.
- Nie będzie żadnego załatwiania! Ogarnijcie się! - krzyknęła Carmen, ale na nas nie zrobiło to żadnego wrażenia.
- Gogusie przodem - wysyczałem i wyszedłem z nim na dwór. Byłem piekielnie ciekaw jak się to skończy...
<Chris? O_O>
- No weź gościu. Muszę dokończyć do głupie kółko!
- To masz problem - zauważyłem nawet na niego nie patrząc. Strasznie mnie wkurzał. A Carmen nie. Dla Carmen był szarmancki i uprzejmy. No i co z tego do ciężkiej cholery??? Czemu cały czas o tym myślisz? On to robi na złość, czy na serio...? Nowa fala gniewu zalała mnie po czubek nosa.
- Ej, wyluzuj. O co ci chodzi? - zapytał z głupawą miną. Kiedy popatrzyłem na niego jak na skończonego idiotę, powiedział:
- No co?
- WIADRO - odpowiedziałem. Jeszcze wycieranie książek wytrzymam, ale siedzenia w jednej ławce na pewno nie! Nic już nie odpowiedział, tylko wyrwał kawałek kartki z zeszytu i nabazgrolił tam coś. Potem zmiął w kulkę i rzucił do Carmen. Zauważyłem kontem oka, że ta, gdy to otworzyła uśmiechnęła się i zachichotała. Czułem, że robię się purpurowy. W tej chwili nauczycielka nas przeprosiła i powiedziała, że musi wyjść, bo coś tam się stało. I powiedziała, że za parę minut przyjdzie do nas Kamila.
- Robisz, to żeby mnie wkurzyć, tak? - zapytałem przez zaciśnięte zęby. Miałem-go-totalnie-dość.
- Co? Ty mnie nie interesujesz. Zależy mi na Carmen...
- Nie wnerwiaj mnie, dobrze ci radzę!
- Ja? Ależ skąd! Jest ładna i fajnie się z nią rozmawia - znowu ten zuchwały uśmieszek. Miałem ochotę zwalić go z krzesła, żeby roztrzaskał sobie te słodką twarzyczkę. - I mnie bardzo lubi.
- Kłamca! Tylko kłamiesz! Grasz swoją rolę, prawda?! Wciskasz jej kity! - zaciskałem dłoń na cyrklu. Przez chwilę miałem cudowną wizję wbijania mu go w oko...
- A ona w nie wierzy - roześmiał się szyderczo a ja zwaliłem go z krzesła. Dosłownie! Bo każdy wierzył w jego przedstawienie. Krzywdził ją. Repertuar rodem z "Trudnych Spraw".
Znałem zakończenie. I nie było ono pozytywne dla bohaterki.
- Johnny! Co ty do cholery robisz?! - krzyknęła Carmen i odciągnęła mnie od Chrisa. Ten wstał i się otrzepał.
- To trzeba załatwić po męsku, a nie jak bachory - powiedział Chris i uśmiechnął się do Carmen.
- Nie będzie żadnego załatwiania! Ogarnijcie się! - krzyknęła Carmen, ale na nas nie zrobiło to żadnego wrażenia.
- Gogusie przodem - wysyczałem i wyszedłem z nim na dwór. Byłem piekielnie ciekaw jak się to skończy...
<Chris? O_O>
Od Belli CD Emily, Rozalii
Kiedy Emily poszła po Rozalię, ja wzięłam Erę i pobiegłyśmy razem do pokoju nr 5. Nagle potknęłam się i spadłam na jakąś obcą osobę.
- Ej, patrz pod nogi! - krzyknął jakiś gościu ubrany w czarną koszulę, a w dłoni trzymał gitarę.
- Sorki - przeprosiłam i z jednej strony chciało mi się płakać, a z drugiej śmiać się. Wybrałam drug opcję i uśmiechnęłam się do niego.
- Czemu się śmiejesz? - zapytał. - Przecież to wcale nie jest śmieszne, przez ciebie...
I nie dokończył bo zwiałam mu sprzed zasięgu jego wzroku. Wstydziłam się, lecz jednocześnie było mi trochę głupio, powinnam była tam zostać i pogadać z nim, a przynajmniej zapytać jak ma ten chłop na imię. Mówi się trudno, zrobię to następnym razem.
* w pokoju nr 5, czyli u Violetty*
Kiedy byłam u Violi, to nasze psiaki bawiły się w najlepsze, a my gadałyśmy.
- Ej może poszłabyś ze mną, Emily i innymi dziewczynami na spacerek?
- No nie wiem -powiedziała Violetta wstając z łóżka. - A tak z innej beczki, kto to Emily?
- Nowa uczennica, przyjechała w tym samym dniu co ja tylko że o innej godzinie.
- Aha, to spoko.
- Czyli, że idziesz z nami?
- Pewnie - odpowiedziała Violetta.
- Dzięki.
*na spacerze*
Moja Era bardzo zaprzyjaźniła się z Asterią. Chciałabym żeby Emily była moją najlepszą przyjaciółką, ale boję się jej to powiedzieć. Martwię się,że mnie wyśmieje, i że zrobię z siebie pośmiewisko.
- Rozalia znasz tego takiego gościa w czarnej koszuli, co też należy do tej Akademii?
- Znam a co?
- Jak ma na imię?
- Chris, a co?
- A tak się pytam.
- Dziewczyny to gdzie idziemy? - zapytała się Violetta.
- Może do parku - podałam propozycję.
- Pewnie, to jedno z moich ulubionych miejsc - odpowiedziała Violetta.
- To kto pierwszy przy ławce w parku, ok? - zapytała się Rozalia
- Ok -powiedziałyśmy wszystkie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy o tym że Emily biega prawie jak gepard, ale to szczegół.
<Rozalia,Emily,Violetta, która ciągnie dalej?
- Ej, patrz pod nogi! - krzyknął jakiś gościu ubrany w czarną koszulę, a w dłoni trzymał gitarę.
- Sorki - przeprosiłam i z jednej strony chciało mi się płakać, a z drugiej śmiać się. Wybrałam drug opcję i uśmiechnęłam się do niego.
- Czemu się śmiejesz? - zapytał. - Przecież to wcale nie jest śmieszne, przez ciebie...
I nie dokończył bo zwiałam mu sprzed zasięgu jego wzroku. Wstydziłam się, lecz jednocześnie było mi trochę głupio, powinnam była tam zostać i pogadać z nim, a przynajmniej zapytać jak ma ten chłop na imię. Mówi się trudno, zrobię to następnym razem.
* w pokoju nr 5, czyli u Violetty*
Kiedy byłam u Violi, to nasze psiaki bawiły się w najlepsze, a my gadałyśmy.
- Ej może poszłabyś ze mną, Emily i innymi dziewczynami na spacerek?
- No nie wiem -powiedziała Violetta wstając z łóżka. - A tak z innej beczki, kto to Emily?
- Nowa uczennica, przyjechała w tym samym dniu co ja tylko że o innej godzinie.
- Aha, to spoko.
- Czyli, że idziesz z nami?
- Pewnie - odpowiedziała Violetta.
- Dzięki.
*na spacerze*
Moja Era bardzo zaprzyjaźniła się z Asterią. Chciałabym żeby Emily była moją najlepszą przyjaciółką, ale boję się jej to powiedzieć. Martwię się,że mnie wyśmieje, i że zrobię z siebie pośmiewisko.
- Rozalia znasz tego takiego gościa w czarnej koszuli, co też należy do tej Akademii?
- Znam a co?
- Jak ma na imię?
- Chris, a co?
- A tak się pytam.
- Dziewczyny to gdzie idziemy? - zapytała się Violetta.
- Może do parku - podałam propozycję.
- Pewnie, to jedno z moich ulubionych miejsc - odpowiedziała Violetta.
- To kto pierwszy przy ławce w parku, ok? - zapytała się Rozalia
- Ok -powiedziałyśmy wszystkie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy o tym że Emily biega prawie jak gepard, ale to szczegół.
<Rozalia,Emily,Violetta, która ciągnie dalej?
Od Emily - pierwsze opowiadanie, CD Belli
Przyjechałam pod budynek Akademii. Teraz za bardzo nie wiem co zrobić. Postanowiłam jednak zachować zimną krew. Asteria czekała ze mną. Z budynku nagle wybiegł duży pies.
To Owczarek Niemiecki. Rozpoznałam od razu. Znam się na tyle na psach że wystarczy że spojrzę to wiem , która to rasa. To suczka.
Skoczyła na mnie. Wywaliłam się na trawnik. Potem jeszcze Asteria dołączyła do nowej znajomej. To tak komicznie wyglądało!
A na końcu jeszcze szczeniaczek mnie za sznurówki ciągnie.
Layla rży, nudzi jej się widocznie. Ale jakby jeszcze ona skoczyła to by było źle.....
- Dobrze, już dobrze psinki!
Wstałam, otrzepałam się z trawy i z trudem zapukałam. Otworzyła mi brunetka uczesana w kucyka.
- Cześć! - przywitała mnie. - Jestem Rozalia a ty?
- Emily, miło cię poznać! - uścisnęłyśmy sobie dłonie
- Przyszłaś się uczyć do Akademii tak?
- Mhh - pokiwałam głową
- Wejdź proszę. Zaprowadzę cię do twojego pokoju. Uważaj na Daisy i Ridle, to rozbrykane pieski. Psotliwe są.
- Właśnie zauważyłam.
W końcu doszłyśmy do mojego pokoju.
- Rozpakuj się i odpocznij , zostawię cię tu na jakiś czas a potem przyjdę odwiedzić - powiedziała Rozalia
Leżałam na łóżku i słuchałam P!nka, by się zrelaksować...
Right from the start, you were a thief,
You stole my heart and
I your willing victim
I let you see the parts of me
That weren’t all that pretty.
And with every touch
You fixed them.
Now, you’ve been talking in your sleep
Oh oh, things you never say to me
Oh oh, tell me that you’ve had enough
Of out Love, our Love.
I ten fajny kawałek:
Just give me a reason,
Just a little bit’s enough
Just a second, we’re not broken
Just bent we can learn to love again.
Oh, it’s in the stars,
It’s been written in the scars on our hearts
We’re not broken
Just bent we can learn to love again.
Nie słuchałam całego. Ubrałam się w białą luźną bluzkę, czarne rurki i w moje ulubione, niebieskie trampki. Wyszłam na korytarz kogoś poznać. I od razu spotkałam zabłąkaną dziewczynę.
- Cześć, jestem Bella, a ty ?
- Jestem Emily.
- Nowa?
- Tak.
- Ja też.
- W którym pokoju mieszkasz?
- W czwórce.
- Ja w dziesiątce.
- Wpadniesz do mnie?
- Jasne!
Po tej rozmowie poszłam po mojego fona i do Belli.
Zapukałam. Weszłam. Fajnie się bawiłyśmy. Gadałyśmy i gadałyśmy.
Wysyłałyśmy sobie muzykę na fonki.
W końcu zapytałam:
- Masz psa?
- Tak, mam.
- Jak się wabi?
- Era. A twój?
- Asteria.
- Jakiej rasy?
- Labek.
- Mój Border Collie.
- Może chodźmy po inne dziewczyny?
- Dobra! Polecę po Rozalie. Ty też się kogoś zapytaj.
Idę do Rozalii. Pukam, wchodzę.
Cześć! Idziesz ze mną, z Bellą, i z innymi wyprowadzić pieski?
<Rozalio i Bello, dokończcie :) >
To Owczarek Niemiecki. Rozpoznałam od razu. Znam się na tyle na psach że wystarczy że spojrzę to wiem , która to rasa. To suczka.
Skoczyła na mnie. Wywaliłam się na trawnik. Potem jeszcze Asteria dołączyła do nowej znajomej. To tak komicznie wyglądało!
A na końcu jeszcze szczeniaczek mnie za sznurówki ciągnie.
Layla rży, nudzi jej się widocznie. Ale jakby jeszcze ona skoczyła to by było źle.....
- Dobrze, już dobrze psinki!
Wstałam, otrzepałam się z trawy i z trudem zapukałam. Otworzyła mi brunetka uczesana w kucyka.
- Cześć! - przywitała mnie. - Jestem Rozalia a ty?
- Emily, miło cię poznać! - uścisnęłyśmy sobie dłonie
- Przyszłaś się uczyć do Akademii tak?
- Mhh - pokiwałam głową
- Wejdź proszę. Zaprowadzę cię do twojego pokoju. Uważaj na Daisy i Ridle, to rozbrykane pieski. Psotliwe są.
- Właśnie zauważyłam.
W końcu doszłyśmy do mojego pokoju.
- Rozpakuj się i odpocznij , zostawię cię tu na jakiś czas a potem przyjdę odwiedzić - powiedziała Rozalia
Leżałam na łóżku i słuchałam P!nka, by się zrelaksować...
Right from the start, you were a thief,
You stole my heart and
I your willing victim
I let you see the parts of me
That weren’t all that pretty.
And with every touch
You fixed them.
Now, you’ve been talking in your sleep
Oh oh, things you never say to me
Oh oh, tell me that you’ve had enough
Of out Love, our Love.
I ten fajny kawałek:
Just give me a reason,
Just a little bit’s enough
Just a second, we’re not broken
Just bent we can learn to love again.
Oh, it’s in the stars,
It’s been written in the scars on our hearts
We’re not broken
Just bent we can learn to love again.
Nie słuchałam całego. Ubrałam się w białą luźną bluzkę, czarne rurki i w moje ulubione, niebieskie trampki. Wyszłam na korytarz kogoś poznać. I od razu spotkałam zabłąkaną dziewczynę.
- Cześć, jestem Bella, a ty ?
- Jestem Emily.
- Nowa?
- Tak.
- Ja też.
- W którym pokoju mieszkasz?
- W czwórce.
- Ja w dziesiątce.
- Wpadniesz do mnie?
- Jasne!
Po tej rozmowie poszłam po mojego fona i do Belli.
Zapukałam. Weszłam. Fajnie się bawiłyśmy. Gadałyśmy i gadałyśmy.
Wysyłałyśmy sobie muzykę na fonki.
W końcu zapytałam:
- Masz psa?
- Tak, mam.
- Jak się wabi?
- Era. A twój?
- Asteria.
- Jakiej rasy?
- Labek.
- Mój Border Collie.
- Może chodźmy po inne dziewczyny?
- Dobra! Polecę po Rozalie. Ty też się kogoś zapytaj.
Idę do Rozalii. Pukam, wchodzę.
Cześć! Idziesz ze mną, z Bellą, i z innymi wyprowadzić pieski?
<Rozalio i Bello, dokończcie :) >
Od Chrisa, CD Johnn'ego, Carmen
- Heeej, koleś! - darłem się, waląc w drzwi Johnn’ego - POBUDA!
Po jakiś dziesięciu minutach Johnny (w końcu!) otworzył mi wrota swojej fortecy, wyraźnie zaspany. I zły.
- Czego się drzesz? - warknął na powitanie. Przyjemny typ, nie ma co.
- Masz już piętnaście minut spóźnienia na szlabanik - oznajmiłem z milutkim uśmiechem - Kamila mnie po ciebie wysłała.
- C-co? - jęknął.
- A tak. I lepiej się pośpiesz... Taka przyjacielska rada. - dorzuciłem trochę jadowicie.
- Przyjacielska? - powtórzył, blednąc ze złości.
- Mówiłem, że masz już kwadrans spóźnienia. Chyba nie chcesz mieć totalnie przechlapane u Kamili, hmm?
Johnny mruknął coś w stylu “spadaj”, ale mniej cenzuralnie. Drażnienie go to niezła zabawa.
- Poczekam na ciebie - obiecałem, ale ten zamknął mi drzwi przed nosem. Chce wojny? Proszę bardzo.
- Dobra - oznajmiłem - To schodzę do Carmen... Z nią się tak dobrze rozmawia...
Efekt był natychmiastowy. Johnny, już ubrany (jak on to tak szybko zrobił?), zbiegł na dół na złamanie karku. Podążyłem powoli za nim, śmiejąc się w duchu.
*w bibliotece*
- Jesteście nareszcie - mruknęła z pretensją Carmen - Ile można czekać? Kamila była wściekła jak osa. A was nie było, więc wyżywała się na mnie!
- Sorry - burknął Johnny i sięgnął po książkę. Carmen chyba te przeprosiny nie usatysfakcjonowały...
- Przepraszam bardzo. Zachowałem się jak idiota i krańcowy egoista. Ech, mogłem powiedzieć Kamili, że lepiej, żebyś ty poszła! Wybaczysz mi? - rzuciłem jednym tchem.
Johnn’ego zatkało. Poczułem się dumny - on nie zdobyłby się na TAKI popis krasomówczy.
Za to na Carmen to nie uczyniło tak wielkiego wrażenia, jak się spodziewałem. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się. To wszystko. Hmm, będę musiał poszukać na nią innych metod.
Na razie zająłem się wycieraniem książek. Chciałem skrócić sobie robotę, więc przecierałem je bardzo dokładnie z przodu i tak średnio z tyłu. Będzie git.
Po około dwóch godzinach opuściliśmy bibliotekę i skierowaliśmy się w kierunku sal lekcyjnych...
*w klasie*
- Hej, będę mógł z tobą usiąść? - spytałem niespodziewanie Carmen. Zaskoczyło ją moje pytanie, a Johnny popatrzył na mnie wilkiem.
- Eeee... w sumie... Jak chcesz - dokończyła nagle i odeszła. Johnny spojrzał groźnie i szepnął:
- Tylko spróbuj...
- I co mi zrobisz? - uśmiechnąłem się drwiąco.
Johhny już otworzył usta, aby coś mi odpyskować, gdy do klasy wparowała nauczycielka.
- Chłopcy - krzyknęła w naszą stronę - Co to za stanie na środku? Siadać mi natychmiast! Razem, w pierwszej środkowej! Muszę mieć was na oku.
Westchnąłem teatralnie i usiadłem z doskonale widoczną niechęcią. Johnny, wyraźnie wściekły, także usiadł i odsunął swoje krzesło jak najdalej od mojego. Rozpoczęła się matma.
- Pożyczysz mi cyrkiel? - zapytałem się Johnn’ego z niewinną minką.
<Johnny? wybijesz mi teraz oko cyrklem? ; )>
Po jakiś dziesięciu minutach Johnny (w końcu!) otworzył mi wrota swojej fortecy, wyraźnie zaspany. I zły.
- Czego się drzesz? - warknął na powitanie. Przyjemny typ, nie ma co.
- Masz już piętnaście minut spóźnienia na szlabanik - oznajmiłem z milutkim uśmiechem - Kamila mnie po ciebie wysłała.
- C-co? - jęknął.
- A tak. I lepiej się pośpiesz... Taka przyjacielska rada. - dorzuciłem trochę jadowicie.
- Przyjacielska? - powtórzył, blednąc ze złości.
- Mówiłem, że masz już kwadrans spóźnienia. Chyba nie chcesz mieć totalnie przechlapane u Kamili, hmm?
Johnny mruknął coś w stylu “spadaj”, ale mniej cenzuralnie. Drażnienie go to niezła zabawa.
- Poczekam na ciebie - obiecałem, ale ten zamknął mi drzwi przed nosem. Chce wojny? Proszę bardzo.
- Dobra - oznajmiłem - To schodzę do Carmen... Z nią się tak dobrze rozmawia...
Efekt był natychmiastowy. Johnny, już ubrany (jak on to tak szybko zrobił?), zbiegł na dół na złamanie karku. Podążyłem powoli za nim, śmiejąc się w duchu.
*w bibliotece*
- Jesteście nareszcie - mruknęła z pretensją Carmen - Ile można czekać? Kamila była wściekła jak osa. A was nie było, więc wyżywała się na mnie!
- Sorry - burknął Johnny i sięgnął po książkę. Carmen chyba te przeprosiny nie usatysfakcjonowały...
- Przepraszam bardzo. Zachowałem się jak idiota i krańcowy egoista. Ech, mogłem powiedzieć Kamili, że lepiej, żebyś ty poszła! Wybaczysz mi? - rzuciłem jednym tchem.
Johnn’ego zatkało. Poczułem się dumny - on nie zdobyłby się na TAKI popis krasomówczy.
Za to na Carmen to nie uczyniło tak wielkiego wrażenia, jak się spodziewałem. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się. To wszystko. Hmm, będę musiał poszukać na nią innych metod.
Na razie zająłem się wycieraniem książek. Chciałem skrócić sobie robotę, więc przecierałem je bardzo dokładnie z przodu i tak średnio z tyłu. Będzie git.
Po około dwóch godzinach opuściliśmy bibliotekę i skierowaliśmy się w kierunku sal lekcyjnych...
*w klasie*
- Hej, będę mógł z tobą usiąść? - spytałem niespodziewanie Carmen. Zaskoczyło ją moje pytanie, a Johnny popatrzył na mnie wilkiem.
- Eeee... w sumie... Jak chcesz - dokończyła nagle i odeszła. Johnny spojrzał groźnie i szepnął:
- Tylko spróbuj...
- I co mi zrobisz? - uśmiechnąłem się drwiąco.
Johhny już otworzył usta, aby coś mi odpyskować, gdy do klasy wparowała nauczycielka.
- Chłopcy - krzyknęła w naszą stronę - Co to za stanie na środku? Siadać mi natychmiast! Razem, w pierwszej środkowej! Muszę mieć was na oku.
Westchnąłem teatralnie i usiadłem z doskonale widoczną niechęcią. Johnny, wyraźnie wściekły, także usiadł i odsunął swoje krzesło jak najdalej od mojego. Rozpoczęła się matma.
- Pożyczysz mi cyrkiel? - zapytałem się Johnn’ego z niewinną minką.
<Johnny? wybijesz mi teraz oko cyrklem? ; )>
Jeszcze jedna uczennica!!
Prosimy o salwy dla nowej uczennicy: Emily, która przyjechała do nas ze swoją klaczą Laylą! :)
poniedziałek, 29 lipca 2013
Od Belli - pierwsze opowiadanie
Stałam przed budynkiem akademii i nie wiedziałam za bardzo co mam teraz zrobić. Nagle podbiegł do mnie malutki szczeniaczek. Już na pierwszy rzut oka poznałam, że był to owczarek niemiecki. Po chwili namysłu zaczęłam się z nim bawić. Właśnie wtedy, nie wiadomo jak moja Era sama otworzyła sobie klatkę.
- Co Era pewnie nudziło ci się - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.- A ty, malutki jak się tu znalazłeś?
Oczywiście wiedziałam że pies mi nie odpowie, lecz to dodawało mi nadzieję na przyjście jakiejkolwiek osoby z którą mogłabym pogadać.
- O hej, pewnie jesteś nowa?
Podniosłam głowę i zobaczyłam bardzo ładna dziewczynę, która wyglądała jak na mój wiek. Była naturalna i nie miała makijażu, właśnie takie osoby lubię, które nie są jak modnisie z mojej byłej szkoły i nie wyśmiewają się z każdego co nie nosi markowych ciuchów.
- Hej, tak jestem nowa, i nie mogę się tu odnaleźć. Mogłabyś mi jakoś pomóc?
- Pewnie, lecz najpierw pasowało by się przedstawić.
- No tak, racja - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.
- Nazywam się Rozalia Lime, a ty? - zapytała się mnie.
- Ja jestem Bella - powiedziałam jej.
Zdziwiła mnie jedna rzecz, a mianowicie dlaczego nie zapytała się czemu tu jest ten pies. Na szczęście, nie trzeba było długo czekać.
- Ridle, jak się tu znalazłeś?
- Sam do mnie przyszedł - odpowiedziałam Rozalii.
- Ach ten Ridle, straszny z niego łobuziak, no to może ja zawołam Kamilę, naszą instruktorkę, ok?
- Okej.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że moje życie odwróci się do góry nogami. Teraz będzie całkiem inaczej i wszystko może się zdarzyć.
***
Kamila prowadziła mnie do mojego nowego pokoju. Wybrałam sobie pokój numer 4. Gdy szłam korytarzem wszyscy się na mnie gapili, czułam się jak jakiś zielony ufoludek. Mówi się trudno, i tak wcześniej czy później by mnie poznali. Kiedy weszłam do pokoju wypakowałam rzeczy z moich dwóch walizek. Po wypakowaniu rzeczy chciałam wyjść na korytarz i przedstawić się. W końcu nabrałam odwagi.
- Kurde, przecież muszę kiedyś wyjść - powiedziałam do siebie lekko naciskając na klamkę. Serce waliło mi jak młot, i nawet nie zdążyłam się obejrzeć kiedy znalazłam się na korytarzu.
- Cześć, mam na imię Bella, a ty?
<kto ciągnie dalej? :* >
- Co Era pewnie nudziło ci się - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.- A ty, malutki jak się tu znalazłeś?
Oczywiście wiedziałam że pies mi nie odpowie, lecz to dodawało mi nadzieję na przyjście jakiejkolwiek osoby z którą mogłabym pogadać.
- O hej, pewnie jesteś nowa?
Podniosłam głowę i zobaczyłam bardzo ładna dziewczynę, która wyglądała jak na mój wiek. Była naturalna i nie miała makijażu, właśnie takie osoby lubię, które nie są jak modnisie z mojej byłej szkoły i nie wyśmiewają się z każdego co nie nosi markowych ciuchów.
- Hej, tak jestem nowa, i nie mogę się tu odnaleźć. Mogłabyś mi jakoś pomóc?
- Pewnie, lecz najpierw pasowało by się przedstawić.
- No tak, racja - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.
- Nazywam się Rozalia Lime, a ty? - zapytała się mnie.
- Ja jestem Bella - powiedziałam jej.
Zdziwiła mnie jedna rzecz, a mianowicie dlaczego nie zapytała się czemu tu jest ten pies. Na szczęście, nie trzeba było długo czekać.
- Ridle, jak się tu znalazłeś?
- Sam do mnie przyszedł - odpowiedziałam Rozalii.
- Ach ten Ridle, straszny z niego łobuziak, no to może ja zawołam Kamilę, naszą instruktorkę, ok?
- Okej.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że moje życie odwróci się do góry nogami. Teraz będzie całkiem inaczej i wszystko może się zdarzyć.
***
Kamila prowadziła mnie do mojego nowego pokoju. Wybrałam sobie pokój numer 4. Gdy szłam korytarzem wszyscy się na mnie gapili, czułam się jak jakiś zielony ufoludek. Mówi się trudno, i tak wcześniej czy później by mnie poznali. Kiedy weszłam do pokoju wypakowałam rzeczy z moich dwóch walizek. Po wypakowaniu rzeczy chciałam wyjść na korytarz i przedstawić się. W końcu nabrałam odwagi.
- Kurde, przecież muszę kiedyś wyjść - powiedziałam do siebie lekko naciskając na klamkę. Serce waliło mi jak młot, i nawet nie zdążyłam się obejrzeć kiedy znalazłam się na korytarzu.
- Cześć, mam na imię Bella, a ty?
<kto ciągnie dalej? :* >
Od Johnn'ego CD Carmen
Myślałem, że mnie coś trafi. nie dość, że muszę dalej wstawać przed kogutami, i nie zanosi się na to, żebym w najbliższym stuleciu miał złagodzoną karę, to jeszcze będę musiał ją odbywać z tym palantem! To przechodzi ludzkie pojęcie! A jak łypał na Carmen! I jaki kłamca...
- Chrispopher! - prawie wyplułem to imię rzucając się na łóżko. Denerwował mnie. A, że nie chciałem dopuścić myśli, że byłem zazdrosny, wmawiałem sobie, że jest głupi. Zaśmiałem się cicho. Jestem głuszy od niego! Heh, wariuję. Sięgnąłem do półki, wyjąłem nowiutkie, białe słuchawki i podłączyłem je do telefonu. Włączyłem We Own The Sky M83. Jak dawno tego nie słuchałem...
Each shade of blue
Is kept in our eyes
Keep blowing and lightning
Because we own the sky
Secrets from the winds
Burnt stars crying...
Była taka smutna. Ale i tak ulubiona. Oparłem łokcie na łóżku, twarz na dłoniach. Zamknąłem oczy. Teraz najlepszy kawałek.
...Can't we change our minds?
We kill what we build
Because we own the sky...
Uśmiechnąłem się.
"Czy nie możemy zmienić siebie?
Zabijamy to co budujemy , bo posiadamy własne niebo"
Nie za bardzo rozumiałem o co chodzi z tym posiadaniem nieba, ale i tak ten tekst zawsze wwiercał mi się w czaszkę i wywoływał natychmiastowe rozjechanie ust. Nie możemy się zmienić bo.. nie chcemy. Wiem coś o tym.
Popatrzyłem na ekran telefonu. Kurdę, ale późno się zrobiło. 23.30.
Czas się chyba przebierać w piżamkę. Hm, z drugiej strony ciekawe od kiedy i do kiedy obowiązuje tutaj cisza nocna. Trzeba się tego w najbliższym czasie dowiedzieć. Ale na pewno nie dzisiaaaj - ziewnąłem przeciągle. Zamknąłem oczy i już spałem. Z słuchawkami na uszach, w których przez całą noc w kółko leciało "We Own The Sky"...
*Rano*
Byłem taki otumaniony, że nie docierało do mnie co się w ogóle dzieje. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ktoś od pięciu minut usiłuje dostać się do środka.
<Carmen? Czy Chris? ;d>
sroki że takie krótkie ;<
- Chrispopher! - prawie wyplułem to imię rzucając się na łóżko. Denerwował mnie. A, że nie chciałem dopuścić myśli, że byłem zazdrosny, wmawiałem sobie, że jest głupi. Zaśmiałem się cicho. Jestem głuszy od niego! Heh, wariuję. Sięgnąłem do półki, wyjąłem nowiutkie, białe słuchawki i podłączyłem je do telefonu. Włączyłem We Own The Sky M83. Jak dawno tego nie słuchałem...
Each shade of blue
Is kept in our eyes
Keep blowing and lightning
Because we own the sky
Secrets from the winds
Burnt stars crying...
Była taka smutna. Ale i tak ulubiona. Oparłem łokcie na łóżku, twarz na dłoniach. Zamknąłem oczy. Teraz najlepszy kawałek.
...Can't we change our minds?
We kill what we build
Because we own the sky...
Uśmiechnąłem się.
"Czy nie możemy zmienić siebie?
Zabijamy to co budujemy , bo posiadamy własne niebo"
Nie za bardzo rozumiałem o co chodzi z tym posiadaniem nieba, ale i tak ten tekst zawsze wwiercał mi się w czaszkę i wywoływał natychmiastowe rozjechanie ust. Nie możemy się zmienić bo.. nie chcemy. Wiem coś o tym.
Popatrzyłem na ekran telefonu. Kurdę, ale późno się zrobiło. 23.30.
Czas się chyba przebierać w piżamkę. Hm, z drugiej strony ciekawe od kiedy i do kiedy obowiązuje tutaj cisza nocna. Trzeba się tego w najbliższym czasie dowiedzieć. Ale na pewno nie dzisiaaaj - ziewnąłem przeciągle. Zamknąłem oczy i już spałem. Z słuchawkami na uszach, w których przez całą noc w kółko leciało "We Own The Sky"...
*Rano*
Byłem taki otumaniony, że nie docierało do mnie co się w ogóle dzieje. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ktoś od pięciu minut usiłuje dostać się do środka.
<Carmen? Czy Chris? ;d>
sroki że takie krótkie ;<
niedziela, 28 lipca 2013
Nowa uczennica!! :)
Powitajmy serdecznie Bellę Witter i jej klacz Satynę! Mam nadzieję, że dobrze będziesz się u nas czuć! c;

Uwaga! ZAWODY!
Opowiadania odnośnie zawodów w ujeżdżaniu umieszczane są w zakładce "Konkursy".
Zrobiłam tak, żeby nie było zamieszania, i żeby łatwiej było głosującym przeczytać Wasze prace (no wiecie, żeby nie musieli przegrzebywać całej historii postów...)
!UWAGA!
Zmieniły się nagrody TYCH zawodów. Żeby zachęcić członków do pisania opowiadań, zmieniłam nagrody, a mianowicie:
1 miejsce: Fortuna Krezusa lub Promień Heliosa i gratulacje przez tydzień, 200 zł + dwie wybrane rzeczy ze sklepu *
2 miejsce: Puszka Pandory i gratulacje przez 4 dni, 100 zł + wybrana rzecz ze sklepu
3 miejsce: Palcat i gratulacje jednorazowe, 50 zł + owijki w wybranym kolorze
Wiem, że za niedługo dołączą gracze z doggi game, więc w razie gdyby wygrali, mam ciasteczka do podziału, o których poinformuję Was pocztą.
*kolor czerwony - na howrse
kolor zielony - w Akademii
kolor niebieski - na doggi game
Zrobiłam tak, żeby nie było zamieszania, i żeby łatwiej było głosującym przeczytać Wasze prace (no wiecie, żeby nie musieli przegrzebywać całej historii postów...)
!UWAGA!
Zmieniły się nagrody TYCH zawodów. Żeby zachęcić członków do pisania opowiadań, zmieniłam nagrody, a mianowicie:
1 miejsce: Fortuna Krezusa lub Promień Heliosa i gratulacje przez tydzień, 200 zł + dwie wybrane rzeczy ze sklepu *
2 miejsce: Puszka Pandory i gratulacje przez 4 dni, 100 zł + wybrana rzecz ze sklepu
3 miejsce: Palcat i gratulacje jednorazowe, 50 zł + owijki w wybranym kolorze
Wiem, że za niedługo dołączą gracze z doggi game, więc w razie gdyby wygrali, mam ciasteczka do podziału, o których poinformuję Was pocztą.
*kolor czerwony - na howrse
kolor zielony - w Akademii
kolor niebieski - na doggi game
piątek, 26 lipca 2013
Chwilowe zawieszenie
Od Carmen CD Johnn'ego i Chrisa
- O niczym szczególnym - wzruszyłam ramionami - Chociaż... Właśnie. Obiecał nam pomóc.
Johnn’ego zatkało.
- Ty... ty mu... ty mu powiedziałaś?
- Tak. Fajnie, że pomoże, prawda? Zresztą... jako jedyny zachował konia.
- Racja - przyznał niechętnie Johnny. Zdziwiło mnie trochę jego zachowanie. Co go ugryzło?
- Idźmy do niego - zaproponowałam - Naradzimy się, co przeszukać najpierw.
Johnny mruknął coś pod nosem i, powłócząc nogami, skierował się w stronę Chrisa. Ten pomachał mu wesoło. Johnny to zignorował.
- No, cześć - powiedział Chris, gdy doszliśmy - Jestem Chris, a ty to pewnie Johnny?
- Taaa.
Co mu się działo? Zawsze był miły i gadatliwy, a teraz...
- Dobra, chłopaki. Które miejsca musimy przeszukać? - postanowiłam ratować konwersację - Mamy do dyspozycji rzekę Złotą, Park, Stary Młyn, Kwiecistą Łąkę, Mroczną Łąkę, padok oraz pastwisko.
- Wykluczyłbym Park - odezwał się Chris.
- A ja Stary Młyn i Mroczną Łąkę - burknął Johnny.
- Wobec tego, zostaje nam rzeka, łąka, padok i pastwisko. - podsumowałam - Najpierw sprawdzimy padok, ok? Jest najmniejszy.
- Czekajcie - powiedział Chris - Mam propozycję. Wy idźcie na padok, a ja sprawdzę pastwisko.
- Czemu tak? - zapytał od razu Johnny agresywnie.
- Bo mogę objechać je szybko konno - odparł spokojnie Chris - Do tego, jeśli będą tam konie, to od razu sprawdzą, kto do nich przybył.
- Ok - oznjamiłam. Ma łeb.
*dwie godziny później*
- Już chyba wszystko - powiedziałam zmęczonym głosem - Nie widzę tu już żadnego miejsca, w którym mógłby się schować jakiś koń.
- Jeśli szukaliśmy na małym, głupim padoku koni tak długo, to co dopiero w lesie! - westchnął Johnny.
- Nawet nie mów - jęknęłam - Na szczęście, pastwisko też mamy już z głowy...
Johnny się skrzywił, ale nic nie powiedział. Wtedy nadjechał Chris ze swoim koniem.
- Są! - wykrzyknął tylko.
Ta wiadomość nas zelektryzowała. Rzuciliśmy się ku pastwisku.
Tak! Były! Widziałam wśród nich moją Rioję...
Podbiegłam do niej i przytuliłam głowę do jej pyska. Tęskniłam za nią.
- To jak, zostawiamy je tu? - pytał tymczasem Chris.
- Taaa - usłyszałam odpowiedź Johnn’ego.
- Rozmowny to ty nie jesteś, wiesz?
- Taaa.
- Idziemy do Kamilii?
- Taaa.
- Chyba lepiej będzie, jak je tu zostawimy...
- Taaa.
- Dobra. Zostawiamy tu konie i idziemy do Kamilii. Ok?
- Jasne - odparłam.
- Taaa - powiedział Johnny bez entuzjazmu.
*w gabinecie Kamilii*
- Proszę wejść!
- Dzień dobry - zaczął Chris - znaleźliśmy konie.
- Gdzie były?
- Zbliżały się, wystraszone i zbite w ciasna gromadę, prosto do Mrocznej Łąki... - tu Chris zawiesił tajemniczo głos. Byłam oburzona! Jak mógł tak bezczelnie kłamać! - jednak dzięki naszej szybkiej akcji i udanej współpracy udało się je zagnać na pastwisko, gdzie teraz spokojnie skubią trawkę i odreagowują przeżycia.
- Dobrze - pochwaliła nas Kamila - Ale mam jeszcze jedno pytanie... Czy zbliżyliście się na teren Mrocznej Łąki?
- Niestety, trochę. Wymagała tego od nas zaistniała sytuacja i...
- Nie wolno wam tego robić - powiedziała ostro Kamila. Czułam, że Chrisowi sytuacja wymyka się spod kontroli.
- Przepraszamy panią... To się już nigdy, nigdy nie powtórzy! Prawda? - zwrócił się niespodziewanie do nas.
- TAK! - krzyknęliśmy ochoczo.
- No... - Kamila od razu złagodniała. Zaskakujące. - Ale i tak nie wolno am było... Hmm... A co do waszego szlabanu...
Czułam, jak bije mi serce.
- ...co do szlabanu, to Chris także musi odpracować swoje za złamanie regulaminu. Zbiórka jutro o piątej rano! Możecie wyjść.
<jakieś reakcje? xd>
Johnn’ego zatkało.
- Ty... ty mu... ty mu powiedziałaś?
- Tak. Fajnie, że pomoże, prawda? Zresztą... jako jedyny zachował konia.
- Racja - przyznał niechętnie Johnny. Zdziwiło mnie trochę jego zachowanie. Co go ugryzło?
- Idźmy do niego - zaproponowałam - Naradzimy się, co przeszukać najpierw.
Johnny mruknął coś pod nosem i, powłócząc nogami, skierował się w stronę Chrisa. Ten pomachał mu wesoło. Johnny to zignorował.
- No, cześć - powiedział Chris, gdy doszliśmy - Jestem Chris, a ty to pewnie Johnny?
- Taaa.
Co mu się działo? Zawsze był miły i gadatliwy, a teraz...
- Dobra, chłopaki. Które miejsca musimy przeszukać? - postanowiłam ratować konwersację - Mamy do dyspozycji rzekę Złotą, Park, Stary Młyn, Kwiecistą Łąkę, Mroczną Łąkę, padok oraz pastwisko.
- Wykluczyłbym Park - odezwał się Chris.
- A ja Stary Młyn i Mroczną Łąkę - burknął Johnny.
- Wobec tego, zostaje nam rzeka, łąka, padok i pastwisko. - podsumowałam - Najpierw sprawdzimy padok, ok? Jest najmniejszy.
- Czekajcie - powiedział Chris - Mam propozycję. Wy idźcie na padok, a ja sprawdzę pastwisko.
- Czemu tak? - zapytał od razu Johnny agresywnie.
- Bo mogę objechać je szybko konno - odparł spokojnie Chris - Do tego, jeśli będą tam konie, to od razu sprawdzą, kto do nich przybył.
- Ok - oznjamiłam. Ma łeb.
*dwie godziny później*
- Już chyba wszystko - powiedziałam zmęczonym głosem - Nie widzę tu już żadnego miejsca, w którym mógłby się schować jakiś koń.
- Jeśli szukaliśmy na małym, głupim padoku koni tak długo, to co dopiero w lesie! - westchnął Johnny.
- Nawet nie mów - jęknęłam - Na szczęście, pastwisko też mamy już z głowy...
Johnny się skrzywił, ale nic nie powiedział. Wtedy nadjechał Chris ze swoim koniem.
- Są! - wykrzyknął tylko.
Ta wiadomość nas zelektryzowała. Rzuciliśmy się ku pastwisku.
Tak! Były! Widziałam wśród nich moją Rioję...
Podbiegłam do niej i przytuliłam głowę do jej pyska. Tęskniłam za nią.
- To jak, zostawiamy je tu? - pytał tymczasem Chris.
- Taaa - usłyszałam odpowiedź Johnn’ego.
- Rozmowny to ty nie jesteś, wiesz?
- Taaa.
- Idziemy do Kamilii?
- Taaa.
- Chyba lepiej będzie, jak je tu zostawimy...
- Taaa.
- Dobra. Zostawiamy tu konie i idziemy do Kamilii. Ok?
- Jasne - odparłam.
- Taaa - powiedział Johnny bez entuzjazmu.
*w gabinecie Kamilii*
- Proszę wejść!
- Dzień dobry - zaczął Chris - znaleźliśmy konie.
- Gdzie były?
- Zbliżały się, wystraszone i zbite w ciasna gromadę, prosto do Mrocznej Łąki... - tu Chris zawiesił tajemniczo głos. Byłam oburzona! Jak mógł tak bezczelnie kłamać! - jednak dzięki naszej szybkiej akcji i udanej współpracy udało się je zagnać na pastwisko, gdzie teraz spokojnie skubią trawkę i odreagowują przeżycia.
- Dobrze - pochwaliła nas Kamila - Ale mam jeszcze jedno pytanie... Czy zbliżyliście się na teren Mrocznej Łąki?
- Niestety, trochę. Wymagała tego od nas zaistniała sytuacja i...
- Nie wolno wam tego robić - powiedziała ostro Kamila. Czułam, że Chrisowi sytuacja wymyka się spod kontroli.
- Przepraszamy panią... To się już nigdy, nigdy nie powtórzy! Prawda? - zwrócił się niespodziewanie do nas.
- TAK! - krzyknęliśmy ochoczo.
- No... - Kamila od razu złagodniała. Zaskakujące. - Ale i tak nie wolno am było... Hmm... A co do waszego szlabanu...
Czułam, jak bije mi serce.
- ...co do szlabanu, to Chris także musi odpracować swoje za złamanie regulaminu. Zbiórka jutro o piątej rano! Możecie wyjść.
<jakieś reakcje? xd>
Nowy wygląd...
...strony. Pewnie zauważyliście ;D
Mi się taki bardziej podoba, a Wam? Osobiście i tak bardziej gustowałam w błękitach niż różach ;>
Piszcie opinie w komentarzach!
!UWAGA! cały czas eksperymentuje jaki wygląd byłby najwygodniejszy dla oka
Pozdrawiam!
Założycielka (a jednocześnie Cappucino, Rozalia i Johnny)
Mi się taki bardziej podoba, a Wam? Osobiście i tak bardziej gustowałam w błękitach niż różach ;>
Piszcie opinie w komentarzach!
!UWAGA! cały czas eksperymentuje jaki wygląd byłby najwygodniejszy dla oka
Pozdrawiam!
Założycielka (a jednocześnie Cappucino, Rozalia i Johnny)
Od Chrisa cz. 2 CD. Carmen i Johnn'ego
No cóż, podczas tego rozpakowywania poczułem ogromną senność. Trudno, co tam mogę chyba iść spać...
Następnego dnia obudziłem się bardzo późno. Szybko wstałem i zacząłem się rozpakowywać. Tak minęły ze dwie godziny... A może więcej?
Właśnie chowałem do szuflady biurka zeszyty z akordami, gdy usłyszałem dzwonek. Tak, zwykły szkolny dzwonek. Wzdrygnąłem się. Co to za pomysł, lekcje! Upiorny wynalazek!
Ale to także oznaczało, że lekcje się skończyły i może kogoś poznam! Fajnie.
Wyszedłem z Akademii i ruszyłem ku padokowi. Muszę wyczyścić Hammurabiego. Koń, jak zwykle, bez jabłka nie dał się złapać. Co ja z nim mam!
Gdy w końcu udało mi się wyprowadzić i uwiązać go przed stajnią, na horyzoncie pojawił się jakiś chłopak. Wyraźnie się śpieszył.
Około szesnaście lat, stwierdziłem. Brązowe włosy, trochę cwaniacki uśmiech. Ma chyba jakieś problemy.
O! Zatrzymał się. Chyba mnie zauważył. Widziałem, jak zastanawia się, kim jestem.
- Hej, jak się nazywasz?
Błyskawicznie podjąłem decyzję. Żadnych pogawędek!
- Chris - mruknąłem i odwróciłem się przodem do Hammurabiego. Tamten popatrzył się na mnie w stylu “Nie chcesz gadać to nie”, jakoś się dziwnie uśmiechnął i odbiegł w stronę Akademii. Później zapytam Kamilii, kto to.
Właśnie uporałem się z kopytami Hammurabiego (sam się sobie dziwiłem, że mam tylko ślad po zębach mojego cudownego konika na ręce. Zwykle bywało gorzej), gdy nadeszła jeszcze jedna osoba. Tym razem dziewczyna.
Hmmm... Zamyślona, koło szesnastu, siedemnastu lat. Brązowe włosy. Ładna nawet.
Zagadam do niej i zobaczymy, co dalej.
- Cześć! Nie znamy się chyba...
- Cześć - odparła zdziwiona, nieśmiało mi się przypatrując - Chyba nie...
- Jestem Chris. A ty?
- Carmen.
- Ładne imię - uśmiechnąłem się do niej. Zarumieniła się. - Hiszpańskie chyba?
Kiwnęła głową. Niezbyt rozmowna, ale może to nieśmiałość. Jeśli tak, to wiem jaki front trzymać... Nieśmiałym imponuje pewność siebie, prawda?
- Wiesz, jestem tu nowy i nie bardzo się orientuję, co i jak. Czemu wszyscy tu są zamyśleni, smutni albo się śpieszą? Spotkałem dwie osoby, ciebie i jednego takiego chłopaka, i ty jesteś smutna, a on się śpieszył...
- Johnny? - zapytała - Johnny miał prawo się śpieszyć, bo mamy taki mały problem z Kamilą i końmi...
- Jaki?
- Bo ktoś dopisał do listy dyżurów, że dzisiaj ja i Johnny mieliśmy się zająć końmi. To nieprawda, my mamy dyżur w czwartek. No i zrobiła się afera, bo ktoś jeszcze wypuścił konie. Kamila stwierdziła, że to na pewno my... I mamy te konie znaleźć. A to nie my powinniśmy ich szukać, tylko ten, kto je wypuścił! Johnny poszedł negocjować do Kamilii, właśnie przez ten dopisek. Ale boję się, że to nic nie da. Zresztą, nawet jeśli, to i tak musimy poszukać tych koni... W tym naszych. No i pytanie, gdzie one teraz mogą być?
Mój mózg pracował na szybkich obrotach. Musiałem jej coś odpowiedzieć, tylko co? Prawda odpada, znienawidziłaby mnie. Powiedzieć obojętnie “Aha” też nie mogę. A może...
- Mógłbym wam pomóc?
Carmen popatrzyła się na mnie mile zaskoczona. Najwyraźniej nie spodziewała się pomocy.
Już otwierała usta, żeby powiedzieć “Super”, gdy z Akademii wypadł ten cały Johnny i zaczął ja wołać.
- Przepraszam na chwilkę... - szepnęła i odeszła. Odprowadziłem ją wzrokiem.
Następnego dnia obudziłem się bardzo późno. Szybko wstałem i zacząłem się rozpakowywać. Tak minęły ze dwie godziny... A może więcej?
Właśnie chowałem do szuflady biurka zeszyty z akordami, gdy usłyszałem dzwonek. Tak, zwykły szkolny dzwonek. Wzdrygnąłem się. Co to za pomysł, lekcje! Upiorny wynalazek!
Ale to także oznaczało, że lekcje się skończyły i może kogoś poznam! Fajnie.
Wyszedłem z Akademii i ruszyłem ku padokowi. Muszę wyczyścić Hammurabiego. Koń, jak zwykle, bez jabłka nie dał się złapać. Co ja z nim mam!
Gdy w końcu udało mi się wyprowadzić i uwiązać go przed stajnią, na horyzoncie pojawił się jakiś chłopak. Wyraźnie się śpieszył.
Około szesnaście lat, stwierdziłem. Brązowe włosy, trochę cwaniacki uśmiech. Ma chyba jakieś problemy.
O! Zatrzymał się. Chyba mnie zauważył. Widziałem, jak zastanawia się, kim jestem.
- Hej, jak się nazywasz?
Błyskawicznie podjąłem decyzję. Żadnych pogawędek!
- Chris - mruknąłem i odwróciłem się przodem do Hammurabiego. Tamten popatrzył się na mnie w stylu “Nie chcesz gadać to nie”, jakoś się dziwnie uśmiechnął i odbiegł w stronę Akademii. Później zapytam Kamilii, kto to.
Właśnie uporałem się z kopytami Hammurabiego (sam się sobie dziwiłem, że mam tylko ślad po zębach mojego cudownego konika na ręce. Zwykle bywało gorzej), gdy nadeszła jeszcze jedna osoba. Tym razem dziewczyna.
Hmmm... Zamyślona, koło szesnastu, siedemnastu lat. Brązowe włosy. Ładna nawet.
Zagadam do niej i zobaczymy, co dalej.
- Cześć! Nie znamy się chyba...
- Cześć - odparła zdziwiona, nieśmiało mi się przypatrując - Chyba nie...
- Jestem Chris. A ty?
- Carmen.
- Ładne imię - uśmiechnąłem się do niej. Zarumieniła się. - Hiszpańskie chyba?
Kiwnęła głową. Niezbyt rozmowna, ale może to nieśmiałość. Jeśli tak, to wiem jaki front trzymać... Nieśmiałym imponuje pewność siebie, prawda?
- Wiesz, jestem tu nowy i nie bardzo się orientuję, co i jak. Czemu wszyscy tu są zamyśleni, smutni albo się śpieszą? Spotkałem dwie osoby, ciebie i jednego takiego chłopaka, i ty jesteś smutna, a on się śpieszył...
- Johnny? - zapytała - Johnny miał prawo się śpieszyć, bo mamy taki mały problem z Kamilą i końmi...
- Jaki?
- Bo ktoś dopisał do listy dyżurów, że dzisiaj ja i Johnny mieliśmy się zająć końmi. To nieprawda, my mamy dyżur w czwartek. No i zrobiła się afera, bo ktoś jeszcze wypuścił konie. Kamila stwierdziła, że to na pewno my... I mamy te konie znaleźć. A to nie my powinniśmy ich szukać, tylko ten, kto je wypuścił! Johnny poszedł negocjować do Kamilii, właśnie przez ten dopisek. Ale boję się, że to nic nie da. Zresztą, nawet jeśli, to i tak musimy poszukać tych koni... W tym naszych. No i pytanie, gdzie one teraz mogą być?
Mój mózg pracował na szybkich obrotach. Musiałem jej coś odpowiedzieć, tylko co? Prawda odpada, znienawidziłaby mnie. Powiedzieć obojętnie “Aha” też nie mogę. A może...
- Mógłbym wam pomóc?
Carmen popatrzyła się na mnie mile zaskoczona. Najwyraźniej nie spodziewała się pomocy.
Już otwierała usta, żeby powiedzieć “Super”, gdy z Akademii wypadł ten cały Johnny i zaczął ja wołać.
- Przepraszam na chwilkę... - szepnęła i odeszła. Odprowadziłem ją wzrokiem.
Od Johnn'ego CD Carmen
- No dobra, pójdę i się o to zapytam. Poczekaj tu na mnie, dobrze?
- Okej czekam - więc udałem się w stronę gabinetu Kamili. To mi się wydało całkowicie nieprawdopodobne! Jak Carmen mogła na to wpaść? To było takie... skomplikowane. No cóż, ja nie miałem głowy do takich rzeczy. Ale czyżby to była Violetta? Albo Miley? Wydawały się raczej spokojne, ale za tym może kryć się coś więcej. Westchnąłem. W nowej szkole jak zwykle nie obejdzie się bez afery...
Heeej, ale kto to? W tej chwili zauważyłem jakiegoś chłopaka wyprowadzającego konia. Nie znałem go, nie było go na liście, i nie był to Ivo.
- Hej, jak się nazywasz?
- Chris - popatrzył na mnie krzywo i wrócił do swojego zajęcia. Zanotować: Chris - gbur, nie chce znać mojego imienia. Mimowolnie uśmiechnąłem się.
Byłem już pod jej gabinetem. Przy okazji może wyjaśni mi sprawę tego Chrisa. Zapukałem delikatnie.
- Proszę! - otworzyłem więc drzwi.
- Dzień dobry. Proszę pani, coś tu się nie zgadza. - zacząłem
- Znaleźliście już konie?
- Nie, ale...
- W takim razie szukajcie dalej. - powiedziała jednocześnie rozmawiając przez telefon i przerzucając szybko papiery na biurku.
- Proszę pani, kto dopisał na liście osób, które mają oporządzać konie tą "zamianę z czwartek"? - zapytałem szybko. Na chwilę przystopowała, lecz zaraz znowu ruszyła z papierami.
- Hm. Zastanawiając się nad tym to nie wiem. Może kucharka, albo... No nie wiem - na tą kucharkę miałem ochotę pęknąć ze śmiechu. Kucharka?! A co ją interesuje kto opiekuje się końmi??
- Raczej wątpię, że to kucharka. Proszę pani, ktoś nas wrobił! Poza tym, nie mieliśmy nawet czasu, żeby zerknąć na tą tablicę! Ogłoszenie musiało zawisnąć wcześnie rano, kiedy my byliśmy w bibliotece, a później ktoś te konie wyprowadził, jakim cudem mogliśmy więc je wyprowadzić skoro byliśmy w bibliotece?? - prawie krzyknąłem
- Hm, hm. Może masz trochę racji, co nie zmienia faktu, że była wasza kolej, i wy mieliście tego dopilnować. Konie miały być pod waszą opieką.
- Ale ja się nie zgadzam, żeby każdy kto sobie chce, mógł dopisywać do listy takie bzdury! To nie jest fair!
- Nie krzycz mi tu! Postaram się tą sprawę rozwiązać, a teraz do-wi-dze-nia - rzekła sylabami. Jak do jakiegoś przedszkolaka.
- Dobrze, ale mam jeszcze jedno pytanie. Kto to jest Chris? Nie ma go w księdze zapisanych.
- Nie zdążyłam go jeszcze zapisać, nowy członek akademii. Bardzo miły z resztą.
- Acha, bardzo dziękuję, i do widzenia. - ukłoniłem się po pas, zamknąłem drzwi i skierowałem się s powrotem do Carmen. W międzyczasie zastanawiałem się, gdzie jest Perła i czy nie umiera z głodu, albo coś... Byłem już na serio zmartwiony. Jeśli to zrobił uczeń akademii, na pewno nie był to ten mądry...
Na podwórku, przy tablicy zauważyłem z daleka jak Carmen rozmawia z tym całym Chrisem. Poczułem lekkie ukłucie, tsa jeszcze tego brakowało, żebym był zazdrosny o każdego chłopaka. Na szczęście, gdy Carmen mnie zauważyła, przeprosiła go i podeszła do mnie
- To nie Kamila napisała tą zamianę, powiedziała, że postara się to rozwiązać. Tego tam jeszcze nie wpisała do księgi. Jest nowy. - wyjaśniłem szybko ale wiedziałem, że ona pewnie już o tym wie. - O czym gadaliście?
<Carmen? Czy Johnny może być zazdrosny? xp>
- Okej czekam - więc udałem się w stronę gabinetu Kamili. To mi się wydało całkowicie nieprawdopodobne! Jak Carmen mogła na to wpaść? To było takie... skomplikowane. No cóż, ja nie miałem głowy do takich rzeczy. Ale czyżby to była Violetta? Albo Miley? Wydawały się raczej spokojne, ale za tym może kryć się coś więcej. Westchnąłem. W nowej szkole jak zwykle nie obejdzie się bez afery...
Heeej, ale kto to? W tej chwili zauważyłem jakiegoś chłopaka wyprowadzającego konia. Nie znałem go, nie było go na liście, i nie był to Ivo.
- Hej, jak się nazywasz?
- Chris - popatrzył na mnie krzywo i wrócił do swojego zajęcia. Zanotować: Chris - gbur, nie chce znać mojego imienia. Mimowolnie uśmiechnąłem się.
Byłem już pod jej gabinetem. Przy okazji może wyjaśni mi sprawę tego Chrisa. Zapukałem delikatnie.
- Proszę! - otworzyłem więc drzwi.
- Dzień dobry. Proszę pani, coś tu się nie zgadza. - zacząłem
- Znaleźliście już konie?
- Nie, ale...
- W takim razie szukajcie dalej. - powiedziała jednocześnie rozmawiając przez telefon i przerzucając szybko papiery na biurku.
- Proszę pani, kto dopisał na liście osób, które mają oporządzać konie tą "zamianę z czwartek"? - zapytałem szybko. Na chwilę przystopowała, lecz zaraz znowu ruszyła z papierami.
- Hm. Zastanawiając się nad tym to nie wiem. Może kucharka, albo... No nie wiem - na tą kucharkę miałem ochotę pęknąć ze śmiechu. Kucharka?! A co ją interesuje kto opiekuje się końmi??
- Raczej wątpię, że to kucharka. Proszę pani, ktoś nas wrobił! Poza tym, nie mieliśmy nawet czasu, żeby zerknąć na tą tablicę! Ogłoszenie musiało zawisnąć wcześnie rano, kiedy my byliśmy w bibliotece, a później ktoś te konie wyprowadził, jakim cudem mogliśmy więc je wyprowadzić skoro byliśmy w bibliotece?? - prawie krzyknąłem
- Hm, hm. Może masz trochę racji, co nie zmienia faktu, że była wasza kolej, i wy mieliście tego dopilnować. Konie miały być pod waszą opieką.
- Ale ja się nie zgadzam, żeby każdy kto sobie chce, mógł dopisywać do listy takie bzdury! To nie jest fair!
- Nie krzycz mi tu! Postaram się tą sprawę rozwiązać, a teraz do-wi-dze-nia - rzekła sylabami. Jak do jakiegoś przedszkolaka.
- Dobrze, ale mam jeszcze jedno pytanie. Kto to jest Chris? Nie ma go w księdze zapisanych.
- Nie zdążyłam go jeszcze zapisać, nowy członek akademii. Bardzo miły z resztą.
- Acha, bardzo dziękuję, i do widzenia. - ukłoniłem się po pas, zamknąłem drzwi i skierowałem się s powrotem do Carmen. W międzyczasie zastanawiałem się, gdzie jest Perła i czy nie umiera z głodu, albo coś... Byłem już na serio zmartwiony. Jeśli to zrobił uczeń akademii, na pewno nie był to ten mądry...
Na podwórku, przy tablicy zauważyłem z daleka jak Carmen rozmawia z tym całym Chrisem. Poczułem lekkie ukłucie, tsa jeszcze tego brakowało, żebym był zazdrosny o każdego chłopaka. Na szczęście, gdy Carmen mnie zauważyła, przeprosiła go i podeszła do mnie
- To nie Kamila napisała tą zamianę, powiedziała, że postara się to rozwiązać. Tego tam jeszcze nie wpisała do księgi. Jest nowy. - wyjaśniłem szybko ale wiedziałem, że ona pewnie już o tym wie. - O czym gadaliście?
<Carmen? Czy Johnny może być zazdrosny? xp>
Od Chrisa - początek cz.1
Ta Akademia to niczego sobie hacjenda. Spodobała mi się nawet.
Mnie i Hammurabiego przywiózł mój stary wypożyczonym koniowozem. Wolałbym sam jechać, jednak kochanego ojczulka jak zwykle walił fakt, że mam już prawo jazdy. Cóż.
Nikogo nie było, więc postanowiłem zostawił rzeczy na zewnątrz i poszukać stajni.
Ta stajnia nie była znowu jakoś niezwykle ukryta, trafiłem niemalże od razu. Wybrałem Hammurabiemu boks obok jakiegoś fryza i zawiesiłem mu jego zabawkę na suficie, żeby się nie nudził. Ok, konia mogę zostawić samego. Pora rozejrzeć się za tą całą Kamilą.
Wróciłem do rzeczy. Wziąłem walizkę, gitarę i koszyk z Hernánem i przypuściłem szturm na drzwi Akademii. Niepotrzebnie; były otwarte.
Znalazłem się w holu. Wisiała tam duża korkowa tablica, cała w papierach. Zaciekawił mnie szczególnie świstek “Dyżury opieki nad końmi”. Wtedy wpadłem na fajny pomysł.
Wyjąłem czerwony długopis z torby i przy wtorku, a był poniedziałek, napisałem “ZAMIANA Z: CZWARTEK”. Zobaczymy, co inni na to! Oj, będzie chryja...
No dobra, ale teraz wracamy do poszukiwania Kamilii. Może najlepiej po prostu znajdę jakiś gabinet albo co? Hmmm. A może to te drzwi naprzeciw? Delikatnie zapukałem.
- Proszę.
Bingo!
- Dzień dobry, nazywam się Christopher Chapman. Jestem zapisany do tej Akademii i... - starałem się być nieśmiały i bardzo zażenowany sytuacją, żeby wzbudzić sympatię kobity. Udało mi się.
- Och, oczywiście! - jaki matczyny ton! - Już, już. Zaprowadzę Cię do pokoju... A Twój koń?
- Znalazłem sam stajnię - uśmiechnąłem się skromnie - Jest bardzo ładna i przestronna. Hammurabi od razu w niej zagustował.
Widziałem, że zrobiło jej się przyjemnie od tego komplemenciku. Od razu stała się milsza. Pomyślałem ze złośliwą uciechą, że niedługo zatańczy tak jak jej zagram. To tylko kwestia czasu.
Dostałem pokój numer piętnaście. Nawet spoko, duży, niebieskie ściany. Lubię niebieski. Była też wysoka szafa - bardzo dobrze, Hernán często obserwuje świat z góry.
Rozpakowałem się bardzo powierzchownie - oparłem gitarę o szafę, położyłem koszyk Hernána przy oknie, walizkę w kącie, torbę z książkami szkolnymi pod biurkiem. I jest git!
- Teraz są lekcje - poinformowała mnie Kamila. Przez chwilę obawiałem się, że mnie na nie wyśle! - Jednak nie pójdziesz dziś na nie, ponieważ jest to pozbawione sensu. Możesz tu sobie pochodzić, rozpakować się. Ewentualnie poćwiczyć na ujeżdżalni.
Z trudem stłumiłem westchnienie ulgi, za to uśmiechnąłem się do niej wdzięcznie i powiedziałem słodko:
- Dziękuję pani bardzo. To miejsce jest wspaniałe!
Kamila skinęła głową i, zadowolona, opuściła pokój. A ja chwilę potem udałem się do konia.
Hammurabi zachowywał się jak zwykle. Zmiana domu nie uczyniła na nim większego wrażenia. Beztrosko obgryzał plastikowe jabłko i ogólnie był szczęśliwy. Pomyślałem, że fajnie byłoby, gdyby zapoznał się z innymi końmi, więc zacząłem po kolei wypuszczać je na padok. Niech sobie pohasają, bidusie... A Hammurabi się zaklimatyzuje.
Potem wróciłem do pokoju i zacząłem wypakowywać się na poważnie. Miałem nadzieję, że lekcje niedługo się skończą i kogoś poznam...
<CDN. to nie koniec intrygi Chrisa... ;)>
Mnie i Hammurabiego przywiózł mój stary wypożyczonym koniowozem. Wolałbym sam jechać, jednak kochanego ojczulka jak zwykle walił fakt, że mam już prawo jazdy. Cóż.
Nikogo nie było, więc postanowiłem zostawił rzeczy na zewnątrz i poszukać stajni.
Ta stajnia nie była znowu jakoś niezwykle ukryta, trafiłem niemalże od razu. Wybrałem Hammurabiemu boks obok jakiegoś fryza i zawiesiłem mu jego zabawkę na suficie, żeby się nie nudził. Ok, konia mogę zostawić samego. Pora rozejrzeć się za tą całą Kamilą.
Wróciłem do rzeczy. Wziąłem walizkę, gitarę i koszyk z Hernánem i przypuściłem szturm na drzwi Akademii. Niepotrzebnie; były otwarte.
Znalazłem się w holu. Wisiała tam duża korkowa tablica, cała w papierach. Zaciekawił mnie szczególnie świstek “Dyżury opieki nad końmi”. Wtedy wpadłem na fajny pomysł.
Wyjąłem czerwony długopis z torby i przy wtorku, a był poniedziałek, napisałem “ZAMIANA Z: CZWARTEK”. Zobaczymy, co inni na to! Oj, będzie chryja...
No dobra, ale teraz wracamy do poszukiwania Kamilii. Może najlepiej po prostu znajdę jakiś gabinet albo co? Hmmm. A może to te drzwi naprzeciw? Delikatnie zapukałem.
- Proszę.
Bingo!
- Dzień dobry, nazywam się Christopher Chapman. Jestem zapisany do tej Akademii i... - starałem się być nieśmiały i bardzo zażenowany sytuacją, żeby wzbudzić sympatię kobity. Udało mi się.
- Och, oczywiście! - jaki matczyny ton! - Już, już. Zaprowadzę Cię do pokoju... A Twój koń?
- Znalazłem sam stajnię - uśmiechnąłem się skromnie - Jest bardzo ładna i przestronna. Hammurabi od razu w niej zagustował.
Widziałem, że zrobiło jej się przyjemnie od tego komplemenciku. Od razu stała się milsza. Pomyślałem ze złośliwą uciechą, że niedługo zatańczy tak jak jej zagram. To tylko kwestia czasu.
Dostałem pokój numer piętnaście. Nawet spoko, duży, niebieskie ściany. Lubię niebieski. Była też wysoka szafa - bardzo dobrze, Hernán często obserwuje świat z góry.
Rozpakowałem się bardzo powierzchownie - oparłem gitarę o szafę, położyłem koszyk Hernána przy oknie, walizkę w kącie, torbę z książkami szkolnymi pod biurkiem. I jest git!
- Teraz są lekcje - poinformowała mnie Kamila. Przez chwilę obawiałem się, że mnie na nie wyśle! - Jednak nie pójdziesz dziś na nie, ponieważ jest to pozbawione sensu. Możesz tu sobie pochodzić, rozpakować się. Ewentualnie poćwiczyć na ujeżdżalni.
Z trudem stłumiłem westchnienie ulgi, za to uśmiechnąłem się do niej wdzięcznie i powiedziałem słodko:
- Dziękuję pani bardzo. To miejsce jest wspaniałe!
Kamila skinęła głową i, zadowolona, opuściła pokój. A ja chwilę potem udałem się do konia.
Hammurabi zachowywał się jak zwykle. Zmiana domu nie uczyniła na nim większego wrażenia. Beztrosko obgryzał plastikowe jabłko i ogólnie był szczęśliwy. Pomyślałem, że fajnie byłoby, gdyby zapoznał się z innymi końmi, więc zacząłem po kolei wypuszczać je na padok. Niech sobie pohasają, bidusie... A Hammurabi się zaklimatyzuje.
Potem wróciłem do pokoju i zacząłem wypakowywać się na poważnie. Miałem nadzieję, że lekcje niedługo się skończą i kogoś poznam...
<CDN. to nie koniec intrygi Chrisa... ;)>
czwartek, 25 lipca 2013
środa, 24 lipca 2013
Odd Carmen CD Johnn'ego
- Jaaasne - odparłam bez przekonania - tylko taki mały... eee... problem. Nie mam pojęcia, gdzie on jest.
- Jak to? - Johnny wydawał się rozczarowany.
- Bo... widzisz. Laurenty poleciał do lasu jakieś trzy dni temu i jeszcze nie wrócił. - mruknęłam, z niechęcią myśląc o ptaku - Szkoda, bo mógłby nam pomóc. Mimo swojego ptasiego móżdżka.
Johnny zamyślił się.
- To co robimy? Od czego zacząć?
- Tablica ogłoszeń - oznajmiłam zdecydowanie.
- Ale po cho... - zaczął Johnny.
- Zobaczysz - prychnęłam - I bez przekleństw mi tu!
Johnny burknął coś pod nosem, w stylu “jak chcesz, ale marnujemy czas”. Ignorowałam to. Wydawało mi się, że wpadłam na trop pewnej bardzo nieprzyjemnej intrygi, wymierzonej w... nas.
Tablica ogłoszeń, jak zwykle pełna papierów. Przeleciałam je szybko wzrokiem, szukając Tego. Jest:
DYŻURY OPIEKI NAD KOŃMI
Poniedziałek: Rozalia; Azalis
Wtorek: Violetta; Miley (zamiana z: czwartek)
Środa: Ivo; Nicole
Czwartek: Carmen; Johnny
Piątek: Melissa; Alex
Sobota: każdy we własnym zakresie
Niedziela: każdy we własnym zakresie
- Jaki dziś mamy dzień? - zapytałam spokojnie.
- Wtorek - zdziwił się Johnny - A co?
- Popatrz - wskazałam mu wtorek na liście - Ktoś dopisał ręcznie do wtorku “zamiana z: czwartek”. Jak myślisz, kto?
- Pewnie Kamila - odparł chłopak z ironią.
- Nie, właśnie nie. Przyjrzyj się. Czy widzisz jakąś zależność w doborze osób?
Johnny chwilę w skupieniu obserwował listę; możliwe, że coś szeptał. Jednak w końcu pokręcił głową.
- Ja widzę. Rozpiszę ci to - wyjęłam z torby jakąś kartkę i długopis - Popatrz, oto wszystkie osoby z Akademii, przepisane z tej listy. Teraz ponumerujemy je według daty przyjazdu.
- Nie znamy przecież tych dat - zauważył Johnny.
- Widzisz, kara w bibliotece okazała się pożyteczna. Wczoraj miałam czyścić jedną książkę o tytule “Dzieje P.P.P.”. Całkiem nowa okładka. Zaciekawił mnie ten tytuł, więc zaczęłam ją wertować. - w tym momencie Johnny kiwnął głową na znak, że widział - I okazało się, że to taka kronika tej Akademii. Były tam wpisy, kto kiedy przyjechał.
- I ty to jeszcze pamiętasz? - zapytał z niedowierzaniem Johnny.
- Jasne. Przecież to było dopiero wczoraj - zdziwiłam się troszkę. No, może i mama mówiła mi, że mam fotograficzną pamięć, ale chyba zapamiętać kilka nazwisk to nie jest jakieś super wyzwanie?
Johnny patrzył na mnie jak na wariatkę. Wzruszyłam ramionami i ciągnęłam dalej:
- No, w każdym razie. Pierwsza przyjechała niejaka Rozalia Lime. Po niej kolejno: Violetta Verman, Azalis Chedrene, Miley Hiddlestone, Ivo Chodkiewicz, ja, Nicole Hiddlestone, ty, Melissa Arien oraz Alex Wega. Teraz popatrz, jak to wygląda. Pierwszy dyżur ma pierwsza i trzecia osoba. Drugi druga i czwarta. Trzeci piąta i siódma, czwarty szósta i ósma, a ostatni dwie ostatnio przybyłe dziewczyny. Logiczny układ.
- To dlatego nielogiczna jest ta zamiana dyżurów, tak? - Johnny chyba załapał, o co mi chodzi. Kiwnęłam głową.
- Do tego, wpisy w tej kronice były ręczne. Najprawdopodobniej autorstwa Kamilii, ponieważ nikt inny raczej nie miał czasu, ochoty ani powodu tego robić. A ten komunikat o zamianie wygląda zupełnie inaczej niż te komunikaty Kamilii...
- Wobec tego, tak naprawdę nie mamy teraz dyżuru! - zawołał Johnny.
- Tak. Dyżur powinny mieć teraz Violetta i Miley, ale one przeczytały ten komunikat i uznały go za prawomocny, ponieważ nie znają charakteru pisma Kamilii. Dlatego nie poszły napoić koni - prawdopodobnie zrobią to w czwartek. Więc wtedy ktoś, byc może był to autor tego komunikatu, wypuścił konie z boksów. I zwalił na nas. - zakończyłam z triumfem.
- No dobrze, a Kamila? Jakim cudem mogła nie poznać swojego pisma?
- Pewnie obrzuciła wzrokiem tablicę i natrafiła na ten komunikat, jest czerwony i rzuca się w oczy. Mogła uznać to za jakiś nakaz jakiegoś przełożonego... Lub ktoś jej nakablował, a napisu nawet nie widziała.
- To co robimy? - zapytał Johnny po krótkim milczeniu.
- No cóż. Jedyne wyjście to... zapytać Kamilę.
<Johnny? czyżbyś właśnie miał iść się spytać? trzymam kciuki :p>
- Jak to? - Johnny wydawał się rozczarowany.
- Bo... widzisz. Laurenty poleciał do lasu jakieś trzy dni temu i jeszcze nie wrócił. - mruknęłam, z niechęcią myśląc o ptaku - Szkoda, bo mógłby nam pomóc. Mimo swojego ptasiego móżdżka.
Johnny zamyślił się.
- To co robimy? Od czego zacząć?
- Tablica ogłoszeń - oznajmiłam zdecydowanie.
- Ale po cho... - zaczął Johnny.
- Zobaczysz - prychnęłam - I bez przekleństw mi tu!
Johnny burknął coś pod nosem, w stylu “jak chcesz, ale marnujemy czas”. Ignorowałam to. Wydawało mi się, że wpadłam na trop pewnej bardzo nieprzyjemnej intrygi, wymierzonej w... nas.
Tablica ogłoszeń, jak zwykle pełna papierów. Przeleciałam je szybko wzrokiem, szukając Tego. Jest:
DYŻURY OPIEKI NAD KOŃMI
Poniedziałek: Rozalia; Azalis
Wtorek: Violetta; Miley (zamiana z: czwartek)
Środa: Ivo; Nicole
Czwartek: Carmen; Johnny
Piątek: Melissa; Alex
Sobota: każdy we własnym zakresie
Niedziela: każdy we własnym zakresie
- Jaki dziś mamy dzień? - zapytałam spokojnie.
- Wtorek - zdziwił się Johnny - A co?
- Popatrz - wskazałam mu wtorek na liście - Ktoś dopisał ręcznie do wtorku “zamiana z: czwartek”. Jak myślisz, kto?
- Pewnie Kamila - odparł chłopak z ironią.
- Nie, właśnie nie. Przyjrzyj się. Czy widzisz jakąś zależność w doborze osób?
Johnny chwilę w skupieniu obserwował listę; możliwe, że coś szeptał. Jednak w końcu pokręcił głową.
- Ja widzę. Rozpiszę ci to - wyjęłam z torby jakąś kartkę i długopis - Popatrz, oto wszystkie osoby z Akademii, przepisane z tej listy. Teraz ponumerujemy je według daty przyjazdu.
- Nie znamy przecież tych dat - zauważył Johnny.
- Widzisz, kara w bibliotece okazała się pożyteczna. Wczoraj miałam czyścić jedną książkę o tytule “Dzieje P.P.P.”. Całkiem nowa okładka. Zaciekawił mnie ten tytuł, więc zaczęłam ją wertować. - w tym momencie Johnny kiwnął głową na znak, że widział - I okazało się, że to taka kronika tej Akademii. Były tam wpisy, kto kiedy przyjechał.
- I ty to jeszcze pamiętasz? - zapytał z niedowierzaniem Johnny.
- Jasne. Przecież to było dopiero wczoraj - zdziwiłam się troszkę. No, może i mama mówiła mi, że mam fotograficzną pamięć, ale chyba zapamiętać kilka nazwisk to nie jest jakieś super wyzwanie?
Johnny patrzył na mnie jak na wariatkę. Wzruszyłam ramionami i ciągnęłam dalej:
- No, w każdym razie. Pierwsza przyjechała niejaka Rozalia Lime. Po niej kolejno: Violetta Verman, Azalis Chedrene, Miley Hiddlestone, Ivo Chodkiewicz, ja, Nicole Hiddlestone, ty, Melissa Arien oraz Alex Wega. Teraz popatrz, jak to wygląda. Pierwszy dyżur ma pierwsza i trzecia osoba. Drugi druga i czwarta. Trzeci piąta i siódma, czwarty szósta i ósma, a ostatni dwie ostatnio przybyłe dziewczyny. Logiczny układ.
- To dlatego nielogiczna jest ta zamiana dyżurów, tak? - Johnny chyba załapał, o co mi chodzi. Kiwnęłam głową.
- Do tego, wpisy w tej kronice były ręczne. Najprawdopodobniej autorstwa Kamilii, ponieważ nikt inny raczej nie miał czasu, ochoty ani powodu tego robić. A ten komunikat o zamianie wygląda zupełnie inaczej niż te komunikaty Kamilii...
- Wobec tego, tak naprawdę nie mamy teraz dyżuru! - zawołał Johnny.
- Tak. Dyżur powinny mieć teraz Violetta i Miley, ale one przeczytały ten komunikat i uznały go za prawomocny, ponieważ nie znają charakteru pisma Kamilii. Dlatego nie poszły napoić koni - prawdopodobnie zrobią to w czwartek. Więc wtedy ktoś, byc może był to autor tego komunikatu, wypuścił konie z boksów. I zwalił na nas. - zakończyłam z triumfem.
- No dobrze, a Kamila? Jakim cudem mogła nie poznać swojego pisma?
- Pewnie obrzuciła wzrokiem tablicę i natrafiła na ten komunikat, jest czerwony i rzuca się w oczy. Mogła uznać to za jakiś nakaz jakiegoś przełożonego... Lub ktoś jej nakablował, a napisu nawet nie widziała.
- To co robimy? - zapytał Johnny po krótkim milczeniu.
- No cóż. Jedyne wyjście to... zapytać Kamilę.
<Johnny? czyżbyś właśnie miał iść się spytać? trzymam kciuki :p>
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)