- Odwal się ode mnie raz a dobrze.
- Oho, pan Johnny znowu wpada w szał, co?
- Weź się gościu ogarnij - powiedziałem bezbarwnie i wzruszyłem ramionami. Tacy jak on, nigdy nie będą na wysokiej pozycji społecznej. Przynajmniej nie dla mnie...
Ten gościu doprowadzał mnie do ostateczności. Tsa, w dodatku na oczach Carmen. Nigdy nie byłem tak zdesperowany jak teraz. Nigdy.
- Hahah, dobrze - powiedział i odszedł do swojego konia. Wypuściłem powietrze ze świstem. Wszystko się dobrze układało, dopóki nie pojawił się ten debil. Perła dmuchnęła mi w twarz. Gdy poszedł Chris, stała się spokojniejsza. Przynajmniej ona coś czuła. Barbossa był w kieszeni. Gruchał lekko. Jak dobrze, że ich mam.
Za chwilę jazda, a ja nawet nie jestem ubrany... Koń nie oporządzony i...
- Po co to robisz? - na dźwięk tego głosu, drgnąłem.
- Ty... I tak nie zrozumiesz - spuściłem głowę i złapałem się grzywy Perły. Dziewczyna położyła dłoń na jej pysku.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Wiem, bo czuję.
- Nie, nic nie czujesz.
- Carmen! Ja się w tobie zakochałem! Kocham cię, rozumiesz?! - dobrze, że w stajni było pusto. Dziewczyna podniosła głowę i popatrzyła na mnie skrzącymi oczami.
- Johnny...
<Carmen wybaczysz, że takie okropnie krótkie? Chciałam/em od razu przejść do rzeczy XD Skala zaskoczenia powinna to wynagrodzić :D?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz