piątek, 26 lipca 2013

Od Chrisa cz. 2 CD. Carmen i Johnn'ego

No cóż, podczas tego rozpakowywania poczułem ogromną senność. Trudno, co tam mogę chyba iść spać...
Następnego dnia obudziłem się bardzo późno. Szybko wstałem i zacząłem się rozpakowywać. Tak minęły ze dwie godziny... A może więcej?
Właśnie chowałem do szuflady biurka zeszyty z akordami, gdy usłyszałem dzwonek. Tak, zwykły szkolny dzwonek. Wzdrygnąłem się. Co to za pomysł, lekcje! Upiorny wynalazek!
Ale to także oznaczało, że lekcje się skończyły i może kogoś poznam! Fajnie.
Wyszedłem z Akademii i ruszyłem ku padokowi. Muszę wyczyścić Hammurabiego. Koń, jak zwykle, bez jabłka nie dał się złapać. Co ja z nim mam!
Gdy w końcu udało mi się wyprowadzić i uwiązać go przed stajnią, na horyzoncie pojawił się jakiś chłopak. Wyraźnie się śpieszył.
Około szesnaście lat, stwierdziłem. Brązowe włosy, trochę cwaniacki uśmiech. Ma chyba jakieś problemy.
O! Zatrzymał się. Chyba mnie zauważył. Widziałem, jak zastanawia się, kim jestem.
- Hej, jak się nazywasz?
Błyskawicznie podjąłem decyzję. Żadnych pogawędek!
- Chris - mruknąłem i odwróciłem się przodem do Hammurabiego. Tamten popatrzył się na mnie w stylu “Nie chcesz gadać to nie”, jakoś się dziwnie uśmiechnął i odbiegł w stronę Akademii. Później zapytam Kamilii, kto to.
Właśnie uporałem się z kopytami Hammurabiego (sam się sobie dziwiłem, że mam tylko ślad po zębach mojego cudownego konika na ręce. Zwykle bywało gorzej), gdy nadeszła jeszcze jedna osoba. Tym razem dziewczyna.
Hmmm... Zamyślona, koło szesnastu, siedemnastu lat. Brązowe włosy. Ładna nawet.
Zagadam do niej i zobaczymy, co dalej.
- Cześć! Nie znamy się chyba...
- Cześć - odparła zdziwiona, nieśmiało mi się przypatrując - Chyba nie...
- Jestem Chris. A ty?
- Carmen.
- Ładne imię - uśmiechnąłem się do niej. Zarumieniła się. - Hiszpańskie chyba?
Kiwnęła głową. Niezbyt rozmowna, ale może to nieśmiałość. Jeśli tak, to wiem jaki front trzymać... Nieśmiałym imponuje pewność siebie, prawda?
- Wiesz, jestem tu nowy i nie bardzo się orientuję, co i jak. Czemu wszyscy tu są zamyśleni, smutni albo się śpieszą? Spotkałem dwie osoby, ciebie i jednego takiego chłopaka, i ty jesteś smutna, a on się śpieszył...
- Johnny? - zapytała - Johnny miał prawo się śpieszyć, bo mamy taki mały problem z Kamilą i końmi...
- Jaki?
- Bo ktoś dopisał do listy dyżurów, że dzisiaj ja i Johnny mieliśmy się zająć końmi. To nieprawda, my mamy dyżur w czwartek. No i zrobiła się afera, bo ktoś jeszcze wypuścił konie. Kamila stwierdziła, że to na pewno my... I mamy te konie znaleźć. A to nie my powinniśmy ich szukać, tylko ten, kto je wypuścił! Johnny poszedł negocjować do Kamilii, właśnie przez ten dopisek. Ale boję się, że to nic nie da. Zresztą, nawet jeśli, to i tak musimy poszukać tych koni... W tym naszych. No i pytanie, gdzie one teraz mogą być?
Mój mózg pracował na szybkich obrotach. Musiałem jej coś odpowiedzieć, tylko co? Prawda odpada, znienawidziłaby mnie. Powiedzieć obojętnie “Aha” też nie mogę. A może...
- Mógłbym wam pomóc?
Carmen popatrzyła się na mnie mile zaskoczona. Najwyraźniej nie spodziewała się pomocy.
Już otwierała usta, żeby powiedzieć “Super”, gdy z Akademii wypadł ten cały Johnny i zaczął ja wołać.
- Przepraszam na chwilkę... - szepnęła i odeszła. Odprowadziłem ją wzrokiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz