Obudziłam się słysząc przerażające rżenie.
-Rose!!! - krzyknęłam na całe gardło
Zbiegłam ze schodów na podwórku na którym stał samochód transportowy otoczony dziewczynami.
-Odsuńcie się!
-Uważaj na tą bestię! - ostrzegł kierowca który na daremno próbował wyprowadzić dziką klacz - Komu przyszło u licha do głowy aby dawać tą dzikuskę do akademii!
Zajrzałam do środka. Stała tam ogromna kara klacz z rozwianą grzywą i rozdętymi chrapami. Na głos właścicielki klacz schowała siekacze i uspokoiła się. Wyprowadziła klacz i stanęła przed instruktorką.
-To twój koń?
-Tak - powiedziałam to z tą swoją niewinnością którą miałam po prostu wrodzoną
-Wiesz że mogła ona zrobić komuś coś? Prawie kopnęła Rozalię!
-Och przepraszam, nie pomyślałam o tym. Przy mnie jest spokojna jak aniołek. Rozalie nic się nie stało? - teraz byłam na prawdę przerażona
-Na szczęście nic. Możesz ją trzymać w akademii ale zajmie ona osobny boks, zdala od innych koni. Nie brakuje nam problemów...
-Dobrze tylko gdzie on jest? I o jakie problemy chodzi? - byłam zadziwiona, nie miałam najmniejszej ochoty na intrygi itp.
-Do prawda nic. Chodź za mną już Ci pokazuję.
Gdy już Rose się wprowadziła postanowiłam się przejechać.
-Tylko tak dalej a nas wyrzucą.
Klacz prychła, chyba też tęskniła za domem. Ciężko trenowałam z Rose piaff ale po godzinie bardzo mi się zaczęło nudzić.
-Chodźmy na parkur!
Gdy skierowałam się na pierwszą przeszkodę poczułam wolność. Byłam szczęśliwa, chciałam aby tak było już zawsze. Po szóstym skoku skierowałam klacz na ogrodzenie i pogalopowałam daleko, daleko przed siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz