sobota, 20 lipca 2013

Od Carmen CD Johnn'ego

Kamila i kilka chichoczących dziewczyn ruszyły w naszym kierunku. Johnny popatrzył na mnie pytająco.
- Zostaw to mnie - szepnęłam i odważnie zwróciłam się w stronę nadchodzących.
- Czy moglibyście mi wyjaśnić - powiedziała głośno Kamila - co się właściwie stało, czemu jesteście cali mokrzy i czemu zawdzięczamy wasze zniknięcie oraz ten spektakularny powrót?
Wzięłam oddech. Nadeszła moja wielka chwila.
- Zaczęło się od tego, że moja klacz się potknęła. - dziewczyny za Kamilą wybuchnęły śmiechem. Poczułam, że się czerwienię.
- No, słucham - mruknęła Kamila - Potknęła się i co? Nagle wyparowaliście?
- Nie. Potknęła się i przez to zbliżyła do jakiegoś bułanego konia, który ja kopnął. Wtedy stanęła dęba i pobiegła przed siebie. Nie byłam w stanie jej zatrzymać.
Kamila popatrzyła na mnie niedowierzająco. Poczułam się jak idiotka.
- Tak. I za nią pobiegł inny koń. Rioja biegła bardzo długo; czułam, że zaraz spadnę. Zatrzymała się dopiero... - tu się zawahałam. Skłamać czy nie? - dopiero przed takim starym, sypiącym się budynkiem. Jakimś młynem wodnym czy czymś takim. Wtedy, nie mam pojęcia jak to możliwe, zaczęła się burza. No i schowaliśmy się do tego młyna. I tam... było strasznie. Naprawdę. Miałam wrażenie, że po ścianie przesuwa się czyiś cień...
Postać widzianą z daleka przy Młynie postanowiłam zachować dla siebie. Jeszcze mnie do jakiegoś wariatkowa wyślą albo coś.
- I? - Kamila wydawała się nieco zniecierpliwiona.
- I wtedy nagle ktoś zaczął się śmiać. To był najstraszniejszy śmiech, jaki kiedykolwiek słyszałam - wzdrygnęłam się na samo wspomnienie - Zaczęliśmy chyba krzyczeć i wyskoczyliśmy oknem, a konie wyłamały drzwi... I pojawiliśmy się tutaj.
Kamila nie wyglądała na przekonaną.
- Gdy wrócimy - powiedziała surowo - Macie iść do mnie, do gabinetu. Oboje! - po czym obróciła się na pięcie i skierowała w stronę koni. Spuściłam głowę. Dziewczyny, wciąż się nieprzyjemnie śmiejąc, także odeszły.
- Nie martw się - powiedział znienacka Johnny. Aż drgnęłam.
- Nie, wszystko jest ok... Ale przepraszam. Mogliśmy nie iść do tego Młyna, niepotrzebnie wystrzeliłam z tym Sun Tzu...
- Żaden problem - zapewnił mnie Johnny. Miły bardzo. Uśmiechnęłam się do niego.
Ruszyliśmy w kierunku drzewa, pod którym wszyscy siedzieli.
Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży...

***

W gabinecie Kamili...
- Zachowaliście się niepoważnie. Dobrze, może i wasze konie poniosły, ale pod żadnym pozorem nie wolno było wam wchodzić do tego młyna! Ta ulewa nie wydaje mi się prawdopodobna, przyznajcie się, że zachciało wam się kąpieli w rzece obok młyna... Nienawidzę kłamstwa! Jasne? Ach, właśnie. Nie mam zamiaru puścić płazem tego, co zrobiliście. Wasza kara: od dzisiaj będziecie codziennie układać i wycierać książki w bibliotece, aż do odwołania! Macie się zgłosić jutro o piątej rano. Tylko się śpieszcie, o ósmej zaczynają się lekcje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz