sobota, 13 lipca 2013

Od Carmen CD Johnn'ego

Johnny patrzył na mnie znacząco. No tak, ja też słyszałam plusk wody. Ale on mi chyba nie sugeruje, że to...
- Tak, to Stary Młyn - powiedział spokojnie Johnny. Dreszcz przeleciał mi po plecach. Ta nazwa była niepokojąca.
- I...? - spytałam się naiwnie, chociaż w gruncie rzeczy wiedziałam, co to za miejsce.
Johnny wywrócił oczami zniecierpliwiony.
- Nie słyszałaś o tym? W tym młynie nikt nie mieszka od wielu lat, a on i tak działa! Podobno kiedyś mieszkała tam para narzeczonych, jednak dziewczyna przepadła w lesie na kilka dni przed ślubem...
- Och, daruj sobie - warknęłam. Nienawidzę takich historii.
Johnny popatrzył na mnie urażony i zamilkł. Głupio mi się trochę zrobiło, ale co poradzę?
Jednak Johnny to gaduła. Nie wytrzymał długo w milczeniu.
- Co teraz zrobimy? Idziemy do Młyna czy nie?
- Nie mam pojęcia - odparłam żałośnie - chyba tam nie wolno chodzić...
Johnny machnął ręką lekceważąco.
- A mamy jakieś inne wyjście?
W sumie nie... Chociaż...
- Możemy się cofnąć - burknęłam cicho. Na szczęście, Johnny nie usłyszał, tylko ruszył w stronę Młyna. Niechętnie poszłam za nim.
W końcu, po kilku minutach marszu, zobaczyliśmy Młyn. Był zrujnowany, a mimo to działał. Ciekawe, dlaczego.
Ale... Chwila! Ktoś obok niego stoi! Serce podeszło mi do gardła. Postać obok budynku zaczęła się powoli obracać...
- Idziemy tam czy nie? - zapytał nagle Johnny. Postać obok Młyna zniknęła. Wzdrygnęłam się.
- Co się stało? - wydawał się zaniepokojony - Zbladłaś strasznie.
- Nie, nic. Tylko wydawało mi się, że ktoś tam stoi... Ale to tylko złudzenie.
- Spokojnie, nie denerwuj się tak. To tylko stary, opuszczony młyn. Nic poza tym! - Johnny wyraźnie starał się mnie uspokoić. Uśmiechnęłam się do niego blado.
- To jak, idziemy? - zapytał ponownie Johnny.
- Wiesz co... - odparłam zamyślona - Nie bardzo podoba mi się to miejsce, ale z drugiej strony... Sun Tzu mawiał, że na ogół w lepszej sytuacji jest ten, kto pierwszy zajmie pole bitwy i czeka na przeciwnika. Nie jest to pole bitwy i nie widzę żadnego przeciwnika, ale chyba lepiej znać to miejsce. W razie jakby co.
Johnny kiwnął głową i ruszyliśmy w kierunku mostku nad rzeczką dzielącą nas od Młyna.
- Ach, właśnie. Mam pytanie. - odezwał się Johnny.
- Wal.
- Kim jest ten Sun Tzu?
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Miałam cichą nadzieję, że spyta o coś zupełnie innego... Cóż, nieważne.
- To chiński mędrzec. Żył bardzo dawno temu. Mówi się, że jego traktaty uczą zwyciężać.
- A skąd znasz jego wypowiedzi? Z internetu?
- Nie, czytałam po prostu “Sztukę wojny” jego autorstwa.
Johnny znowu kiwnął głową i zamilkł. Wyraźnie się zamyślił... Ciekawe, co lub kto tak pochłania jego uwagę? Może... Nie, dość marzeń. Pora wracać do rzeczywistości - byliśmy już prawie przed mostem.

<Johnny? jak myślisz, czy może jakaś burza zmusi nas do schowania się wewnątrz młynu? ; )>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz