Hmm, bójka z Johnnym? Dalej nie mogę w to uwierzyć. On SERIO chce się ze mną bić?
- Słuchaj - odezwałem się niespodziewanie.
- Czego? - warknął - Stchórzyłeś?
- Nie w tym rzecz- odparłem spokojnie - Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.
- Noo?
- O co ci chodzi? - Johnny dosłownie zbaraniał. Dlaczego? Moje pytanie było proste i bezpośrednie.
- Wkurzasz mnie! - wybuchnął w końcu.
- Czym? - zapytałem poważnie. Odechciało mi się głupich żartów.
- Swoim szczeniackim zachowaniem! Udawaniem! Kłamstwami! Podrywaniem... - tu raptownie zamilkł. Carmen stała w drzwiach i wszystko słyszała.
- Twojej potencjalnej dziewczyny? - zapytałem z paskudnym uśmiechem. Johnny rzucił się na mnie z pięściami, jednak zrobiłem zgrabny unik i mój przeciwnik, nie znajdując oparcia, stracił równowagę. Wykorzystałem to do dalszego przemówienia.
- Posłuchaj mnie, zamiast walić na oślep. Powiedziałeś mi w czym rzecz - ok. Zostawiam was w spokoju. Rób sobie co chcesz. Życzę powodzenia. - obróciłem się na pięcie, wyminąłem Carmen w drzwiach i z powrotem usiadłem w ławce. Nie miałem zamiaru przestać go drażnić, ale Carmen zostawię. Lubie ją i nie chcę jej łamać serca. Zauważyłem kątem oka, że Carmen przestała stać w drzwiach i wyszła do Johnn’ego. Fajnie nawet. Niech im się jakoś ułoży.
Ja zaś zacząłem, po raz pierwszy od przyjazdu, dokładnie przyglądać się osobom z Akademii. Był, oprócz mnie i Johnn’ego, tylko jeden chłopak! Szukałem znajomych twarzy. O, to te dziewczyny z parku. I Emily. Puściłem do niej oko. Zarumieniła się gwałtownie i schyliła głowę nad książką.
Wtedy weszła Kamila, wyraźnie wściekła. Za nią ze spuszczoną głową weszli Carmen i Johnny.
- Siadać - rzuciła ostro.
Usiedli potulnie, każde na swoim miejscu. Współczułem trochę Carmen, ale w przypadku Johnn’ego odczuwałem mściwą satysfakcję. Tylko i wyłącznie. No, może jeszcze trochę sadystycznej przyjemności.
- Słuchajcie - zaczęła rzeczowo Kamila, dalej zła - Dzisiaj po lekcjach robimy pierwszą obowiązkową lekcję jazdy. Wszyscy macie kwadrans na przebranie się i przygotowanie koni. Jasne? Czekam na was przed stajnią. - wyszła, nawet się nie żegnając. W zamian za to, do sali weszła matematyczka i kontynuowała lekcję.
Reszta dnia upłynęła spokojnie. Cudem uniknąłem pytania z polskiego. Ufff, mój fart. Nienawidzę przedmiotów humanistycznych - wolę ścisłe.
Później poleciałem na górę, aby szybko ubrać bryczesy i oficerki oraz wziąć toczek, rękawiczki i (a jakże!) palcat. Musiałem się spieszyć, żeby zdążyć wyczyścić Hammurabiego.
Mój cudowny wałach stał w boksie i trącał nosem jabłko, mając w nosie cały świat. Westchnąłem. Gdy brałem go na jazdę w takim nastroju, trening nigdy, ale to nigdy nie wychodził.
Już gotowego Hammurabiego wyprowadziłem przed stajnię. Zauważyłem, że Johnny stoi tam z karym fryzem, wyraźnie smutny i zamyślony. Podszedłem do niego.
- Co tam, plan “Carmen będzie moja” nie wypala? - zapytałem drwiąco.
<Johnny? przypominam, że jesteś w melancholijnym nastroju :P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz