wtorek, 9 lipca 2013

Od Johnn'ego CD Carmen

Na początku tylko zakryłem usta dłonią. Ech, ten mój dziewczyński odruch... Przecież galopowała prosto przed siebie nie mogąc zatrzymać konia. No cóż, zdarza się... Ej, ale gdzie pani Kamila? Idzie dalej na przód, nawet nie wie, ze jej podopieczna ucieka...
Uderzyłem Perłę piętami w brzuch. Ruszyła z kopyta. Inni patrzyli na mnie dziwnie. Zawołałem:
- Jakby co, to mój też się spłoszył! - patrzyłem przed siebie. Kurczę. Znikła mi z oczu. Zjechałem w boczną ścieżkę. Grupa znikła mi z oczu tak samo jak Carmen. A, nie - jest. Dalej pędzi. Przyśpieszyłem, albo raczej Perła przyśpieszyła, i to całkiem sama. Jakby wiedziała, że ją gonimy. Skręciłem w inną drogę. To nie takie łatwe utrzymać się tak długo w takim cwale. Tym bardziej, jeśli koń poniósł z zaskoczenia.
Jak byłem mały, zdarzyło mi się coś takiego, tylko, że wtedy koń zlękł się traktora i wbiegł do stajni, gdzie się zatrzymał a nie w otwartą przestrzeń. Carmen miała rację. Hm, ale co mi wtedy ta instruktorka powiedziała? A, żeby skręcić wodze w bok, żeby koń nie mógł biec do przodu...
Wbiegliśmy na szosę, którą biegła Carmen. Po chwili się pojawiła. Prawie spadła!
- Ściąg wodze w prawo! - zawołałem. Wyciągnęła rękę i złapała wodze. Ściągnęła w prawą stronę. Rioja chciała się podnieść ale trzymałem ją za kantar.
- Cicho - powiedziałem i puściłem gdy Carmen odzyskała władzę nad koniem.
- Dzięki - powiedziała i zsiadła z konia. - Chociaż poradziłabym sobie.
- Po paru metrach i tak by się uspokoiła - powiedziałem. Wiedziałem co mówię. Ale nie wiedziałem czy jeszcze trochę by się utrzymała. - Ale to nie jej wina
- No przecież wiem! - rzekła. - Gdzie my w ogóle jesteśmy?
- W lesie na pewno - powiedziałem ale zacząłem się rozglądać. Przez ten galop zupełnie straciłem orientację w terenie.
- W prawo
- W lewo - powiedzieliśmy to w tym samym czasie. Uniosłem ręce do góry w geście obojętności (xd) i zrobiłem pokorną minę. - Dobra, jak chcesz.
- Żeby później było na mnie?? Jasne. Chodźmy prosto - zeszła z konia. Nie dziwiłem się. Sam zeszłem. Znaczy wtedy, kiedy mnie poniosło. Z resztą teraz też, żeby jej było raźniej.
Szliśmy chwilę w milczeniu. Jak to zawsze bywa z Jasiem i Małgosią Zagubionymi słońce zaczęło zbliżać się ku horyzontowi. Moim zdaniem szliśmy coraz bardziej w głąb lasu ale nie chciałem się wykłócać. Tylko, że za niecałą godzinę zrobi się ciemno i już nigdzie nie pójdziemy...
- Moim zdaniem idziemy w złym kierunku - Carmen westchnęła
- Nie mówiłam, że to dobrzy kierunek. Idziemy na ślepaka.
- Zawracamy?
- Nie ma sprawy - zaczęliśmy iść w drugim kierunku. Po chwili wydał mi się on równie błędny jak ten poprzedni. Takie łażenie nie miało sensu. Nagle usłyszeliśmy plusk wody. O nie - nie był to podmuch wiatru. Głośny, donośny plusk przelewanej wody. Popatrzyłem znacząco na Carmen. Nie chciała wiedzieć do jakiego miejsca się zbliżyliśmy...

<Carmen? Czyżby to Stary Młyn? xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz