Pojechaliśmy na łąkę. Zsiedliśmy z koni i przywiązaliśmy je do drzew. Sami usiedliśmy na trawie. Johnny znów zapatrzył się w dal i stracił kontakt z rzeczywistością.
- Johnny? - zapytałam nieśmiało.
- Eee... Słucham? - ocknął się chłopak.
- O czym tak rozmyślasz?
- Ja? O ni...czym po prostu tak jakoś no bo...
- Jak o niczym to ok.. Zmieńmy temat... Więc masz jakieś zwierzę?
- Tak, papugę. Ma na imię Barbossa.
- tak jak ten kapitan?
- Zgadza się. A ty?
- Ja mam pieska. Jest taki mały i... A zresztą - wyciągnęłam smartfona i pokazałam mu zdjęcie.
- Słodziak. - przyznał Johnny. - Aż czasem trudno pomyśle, że coś mogłoby im się stać.
- Wiesz co?! Niedaleko bawią się dzieci idź im powiedz, że kiedyś umrą. - fuknęłam.
A chłopak tylko wyszczerzył zęby w nieszczerym uśmiechu. Zaraz znów zauważyłam jak chłopak traci orientację. Zaczęłam podejrzewać, że czuje się niekomfortowo w moim towarzystwie. W końcu wzięłam się na odwagę.
- Johnny...
- C...Co?
- Posłuchaj mnie - złapałam go za ramiona - nie chcę cię ranić a widzę, że robię to non stop. Jeśli w twoim życiu ktoś jest ja nie chcę tego psuć i jeśli ona ma przeze mnie cierpieć to mogę się nawet do ciebie nie odzywać. - powiedziałam po czym spuściłam głowę.
Johnny patrzył na mnie wielkimi oczami.
- To nie będzie konieczne.
- Przyjaciele?
Podałam mu rękę.
<Johnny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz