Nagle do głowy wpadł mi wspaniały pomysł. Udawałam, że z trudem próbuję wstać.
- Johnny... - zaczęłam ale w głowie ryczałam ze śmiechu.
- Boże, Ell wszystko ok? - spytał zatroskany. Widać, że miał niezłego pietra.
- N... Nie... NIE MOGĘ WSTAĆ!
- Ja... Jak to?
- Nie, jednak nic mi nie jest - powiedziałam wstając i otrzepując ubranie z pyłu. - Tylko spodnie mam brudne. - wyszczerzyłam do niego zęby.
- O ty... - zmrużył oczy w akcie nienawiści i rzucił się na mnie z łaskotkami.
- Nie mam - oznajmiłam spokojnie.
- No wiesz co?! - popatrzył na mnie z pretensjami - odbierasz mi radość.
- Cieszę się - oznajmiłam spokojnie na co chłopak odwrócił się ze splecionymi rękami.
- Jesteś złym człowiekiem. - powiedział.
- Oj, dziękuję za komplement - ukłoniłam się nisko. Po czym rozmasowałam sobie no... cztery litery.
- Coś nie tak? - zapytał
- Tyłek mnie boli - odparłam parskając śmiechem.
- Nie, no proszę, cię nie mów, że mam ci rozmasować - śmiał się Johnny.
- Do tego stopnia bym się nie zniżyła - odparłam.
- Wracamy? - zapytał mordując bezczelnie komara, który usiadł mu na ręce.
- Wracamy, bo ci krwiopijcy zjedzą nas żywcem.
- Masz rację. kto pierwszy do koni?
- Nie... Nie chce mi się... - powiedziałam ruszając najszybciej jak mogłam - albo tak!
Johnny i tak wygrał, był ode mnie szybszy. Potem spokojnie, kłusem wróciliśmy do akademii.
- Fajnie się z tobą spędza czas - powiedziałam nieśmiało do Johnny'ego kiedy oporządzaliśmy konie. - jako z przyjacielem.
- Miło mi. - powiedział. Nie widziałam go ale przeczułam, że uśmiecha się triumfalnie. - ja również się dobrze bawiłem.
Potem wróciliśmy razem do internatu. Napotykały nas dziwne spojrzenia. Niektóre również były pełne zawiści tak jak te od Chrisa.
Pomachałam mu na pożegnanie, bo w pewnym momencie szliśmy w dwie inne strony. Po drodze dopadła mnie Megan.
- Johnny to twój facet? - spytała podekscytowana
- Nie, przyjaciel.
- Oczywiście... - powiedziała po czym poszła do siebie.
Czy to możliwe? czy ludzie tak myślą? Oczywiście są w największym błędzie świata.
~RANO~
Spotkałam Johnnyego na śniadaniu.
- Jak tam tyłek? - spytał po czym ja posłałam mu dziwne spojrzenie.
- Nie, boli. Chociaż jak chciałam spać na plecach do zauważyłam, że mam na kości ogonowej siniaka wielkości podeszwy.
Johnny parsknął śmiechem.
- A jak tam twoja noc? -spytałam.
<Johnny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz