Odpowiedziałem tym samym gestem. Ulżyło mi. I to dużo.
- Chętnie - uśmiechnąłem się.
- Ładnie tu, prawda? - zapytała nagle Ell.
- Tak. To fajne miejsce, w ogóle na przejażdżki i tak dalej...
- Też tak myślę - rzekła dziewczyna i urwała rosnącego nieopodal kwiatka. Trudno było nie zauważyć, czemu ta łąka nazywała się Kwiecista. Nie było za bardzo o czym gadać, kiedy nagle zaproponowałem, żebyśmy się wdrapali na to jedyne drzewo i obejrzeli z wysoka okolicę.
- Świetny pomysł - ucieszyła się Ellie. Wstała i otrzepała się. Pewnie znudziło się jej to ciągłe siedzenie na ziemi. Pościgaliśmy się ko pierwszy do drzewa. Byliśmy prawie równo. Weszliśmy na tą lipę.
Z góry rozciągał się cudowny widok. Widać było prawie wszystko, aż po horyzont. Usadowiłem się wygodniej na gałęzi. Ten wyjazd to był dobry pomysł. Musiałem trochę ochłonąć po... po spotkaniu z Ca.....
Ech, znowu to samo. Ja się chyba ukatrupię.
- Popatrz Johnny, tam jest chyba nasza Akademia, prawda? - krzyknęła Ell osłaniając twarz dłonią przed słońcem.
- Tak, to ten biały budynek - przytaknąłem. Dobrze było widać nawet całe pastwisko i padok.
Nagle Elisabeth się zachwiała. Chwilę później z krzykiem spadła na dół.
- Matko, stało ci się coś?! - szybko zeskoczyłem na dół. Wystraszyłem się, bo to był mój pomysł z tym drzewem.
- Nie, chyba nie... Tylko trochę kręci mi się w głowie... - powiedziała kręcąc różnymi kończynami. - Już ok.
- Hej, może wracamy? Późno się robi - powiedziałem patrząc w niebo.
<El? Jak tam kości? <; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz