- Ujdzie - powiedziałem wymigująco. - Co bierzesz?
- Bo ja wiem? Może płatki z mlekiem? A ty? - zapytała
- Hahah tajemnica - uśmiechnąłem się. El była całkiem miła i pozwalała zapomnieć o... o moich problemach. Co za beznadziejne słowo na określenie sytuacji, w której się znalazłem.
- Spoko - uniosła ręce w obronnym geście. Roześmialiśmy się. Trzeba było zachować dobrą minę do złej gry. Nie, żebym był jakimś kanciarzem. Po prostu bez Carmen... wszystko się we mnie sypało. Czułem się, jakby uleciało ze mnie całe powietrze...
Zjedliśmy wszystko przy jednym stoliku. Dosiadła się do nas Megan. Zajęła na chwilę Ellie, kiedy ja ukradkiem rozglądałem się za Carmen. Nie widziałem jej. Nie mogła siedzieć tak w tym pokoju!
Ja bym umarł z głodu...
- Hej! Marzycielu, idziesz? - Megan szturchnęła mnie łokciem w bok.
- Co? Ta, jasne - uśmiechnąłem się. Miałem to już w zwyczaju. Zdążyło mi to wejść w krew przez te 16 lat... Poszliśmy do sali lekcyjnej. Co było dzisiaj? Jezu, nawet nie wiedziałem, który dzisiaj jest dzień tygodnia. Muszę się wziąć w garść. Ile jeszcze razy będę myślał w ten sposób?! Czy ja jestem od niej uzależniony? Całkowicie...?
- Co dzisiaj pierwsze? - szepnąłem do Elisabeth.
- Eee... Czekaj, zerknę na plan lekcji. Chemia - odpowiedziała mi.
- Nie - jęknąłem. Nie nauczyłem się pierwiastków na dzisiaj. Miałem cały wieczór zajęty... Rozmyślaniem. Nie jestem całkiem normalny. Ani trochę...
- Nauczyłaś się? - spytałem Ell. Musiałem jakoś odwrócić swoje myśli od tych... myśli.
<Elisabeth? Wiem, że beznadziejne, ale nie mam pomysłu ;_;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz